Modlitwa, na którą Bóg nie odpowiada

pray03

Wszyscy ludzie wierzący się modlą – jedni godzinę dziennie, inni pięć minut rocznie, ale wszyscy. Chociaż słyszymy cudownie brzmiące teorie idealnej modlitwy a chrześcijańskie księgarnie wypełnione są książkami na ich temat, nasza rzeczywistość na ogół ideału zupełnie nie przypomina. Kiedy mamy wrażenie, że wszystko w naszym życiu jest z grubsza w porządku, zapominamy o modlitwie. A jak trwoga, to do Boga – prawdopodobieńswo padnięcia na kolana jest proporcjonalne do ilości problemów, przez które w danym czasie przechodzimy.

Czujemy, że tak być nie powinno, ale najczęściej tak jest.

Dlaczego tak się dzieje? Mamy osobisty dostęp do samego Boga, mnóstwo zachęty w Biblii; czyż nasze serce nie powinno się wyrywać do modlitwy?

***

Niektórzy ludzi mówią, że wierzą w Boga „od dzieciństwa”. Wielu chrześcijan, zwłaszcza ewangelicznie wierzących, potrafi jednak podać czas – czasem nawet dokładnie godzinę – o której zaczęli wierzyć i był to wtedy ogromny przełom w ich życiu. U prawie wszystkich modlitwa wtedy płynęła bez problemu, kilku latach jednak okazało się, że jakoś wyparowała z ich życia niemal zupełnie.

Jestem przekonany, że winą takiego stanu rzeczy są błędne nauki, którmi karmi się chrześcijan w kościołach. Błędne nauki na temat samej modlitwy, ale przede wszystkim – na temat Boga i zagadnienia kiedy i dlaczego wysłuchuje On i odpowiada na nasze modlitwy.

Zrób prosty test.

Odpowiedz na pytanie – czy wierzysz, że Bóg zawsze słyszy twoją modlitwę? Zawsze,ale to zawsze, w 100% przypadków?

Wielu chrześcijan odpowie, że nie. Przecież, gdyby słyszał, odpowiedziałby?

A teraz wyobraź sobie, że za chwilę zaczniesz przeklinać Boga. Użyjesz najgorszych niecenzuralnych obelg, jakie znasz.

Zrobisz to? Czy wtedy będziesz miał jakiekolwiek wątpliwości, że tym razem do Boga twoja „modlitwa” dojdzie?

Zapewne tak.

Jaki jest zatem Bóg, w jakiego wierzysz??? Nie wysłucha modlitw ale na pewno dojdą do Niego bluźnierstwa?

W niniejszym artykule chciałbym obalić kilka przesądów na temat modlitwy. Przesądów, które, choć często głoszone z ambon, są niezwykle szkodliwe dla naszego zdrowia psychicznego, i powodują, że większość chrześcijan na świecie nie modli się wcale.

Uwaga wstępna – jak często podkreślam, nie głoszę na blogu tym „jedynej prawdy”. Skupiam się na zadawaniu pytań na które każdy może sobie sam odpowiedzieć; ewentualnie łatwiej mi o wiele wykazać, gdzie na pewno… lub niemal na pewno… prawdy nie ma.

Modlitwa… mówi się o niej wiele w niemal wszystkich religiach świata. Historia notuje wiele przypadków, gdy zatwardziali ateiści, w momencie zagrożenia życia, krzyczeli „Boże, ratuj!”. I większość z nas, kiedy na horyzoncie pojawia się jakaś tragedia, woła tak samo, mając nadzieję,że Bóg odmieni okoliczności, uleczy, przywróci dostatek…

I często Bóg zdaje się nic nie robić. Tragedia dochodzi do skutku. Pojawia się bardzo naturalne pytanie:

 Dlaczego Bóg nie odpowiedział na moją modliwę?

pray01

Ilość odpowiedzianych modlitw globalnie oscyluje zapewne wokół kilku procent. Znajdziesz setki książek rozważających pytanie „dlaczego Bóg nie odpowiada na nasze modlitwy?”. Ja, dla odmiany, chcę napisać, dlaczego nie – nie odpowiada. Ech, to wyglądało lepiej w mojej głowie, zanim to napisałem. Innymi słowy – jakie na pewno nie są przyczyny, dla których Bóg nie odpowiada na modlitwy. No nie, to wygląda jeszcze gorzej! Spróbuję jeszcze raz:

Jakie idiotyzmy na ogół usłyszymy, kiedy spytamy, dlaczego Bóg nie odpowiada na nasze modlitwy?

Dalej nie brzmi to doskonale, ale przynajmniej sens jest już jasny. Mam nadzieję.

 Idiotyzm pierwszy: Bóg nie odpowiada na modlitwę, jeżeli ma się zamierzany lub nie wyznany grzech w życiu.

Prawie zawsze przy okazji tego bzdurnego argumentu pada ten werset:

 Gdybym w mym sercu zamierzał nieprawość, Pan by mnie nie wysłuchał. (Ps 66, 18)

Zacznijmy od tego – jeżeli ktokolwiek uzasadnia jakąkolwiek doktrynę na podstawie jednego wersetu wyrwanego z któregoś z Psalmów, najlepiej będzie, jeśli odwrócisz się i pójdziesz w drugim kierunku. Lepiej być niegrzecznym niż karmić się kiepską teologią.

Psalmy służą pomocą w wielbieniu, w moditwie, są niemal czystą poezją i zawierają metafory, które nierzadko dziś brzmią śmiesznie i niezrozumiale. Znaleźć tam można też opisy bardzo autentycznych ludzkich emocji – na tyle autentycznych, że wielu ludzi religijnych nigdy by się pod nimi nie podpisało.

Psalmy jeszcze gdzieniegdzie zawierają elementy prorocze, i bywało nawet, iż Jezus lub apostołowie odnosili się do nich w sposób teologiczny, jednak nikomu nie wolno używać ich zgodnie z jakimś widzimisię… Chyba że uważamy, iż jesteśmy powołany do dopisania kilku ksiąg do Biblii.

Co to w ogóle znaczy „zamierzany grzech w życiu”? Czy jeżeli zamierzam iść do kina, zamiast podzielić się z ubogimi, czyż to już jest zamierzany grzech? A pospanie dłużej w niedzielę? Czy jeżeli w ogóle dopuszczam jakąkolwiek alternatywę oprócz totalnej świętości na każdą pozostałą sekundę mego życia, czy nie jest to już zamierzany grzech?

Szkoda czasu na to gdybanie. Opieranie się ja wyrwanym z kontekstu zdaniu z Psalmów jest niepoważne.

A cóż to jest „nie wyznany grzech”? Załóżmy, że naprawdę trzeba wyznawać grzechy (a czy trzeba – piszę o tym tutaj) – czy ktoś naprawdę wierzy, że jest w stanie pamiętać każdy swój grzech? Aby w to uwierzyć musisz przyjąć bardzo luźną definicję grzechu. Ja znam dwie dopuszczalne definicje – pierwsza to przekroczenie dowolnego z 613 przykazań Prawa Mojżesza, druga – to każde chybienie woli Bożej.

Wiele lat temu, pastor kościoła, do którego wtedy chodziłem, opowiadał mi, jak to przyszli do niego dwaj młodzi mężczyźni mówiąc, że potrzebują chrztu.

Pastor – Dlaczego tak myślicie?
Oni – Staliśmy się chrześcijanami.
Pastor – Skąd to wiecie?
Oni – Już nie grzeszymy?
Pastor – Nie grzeszycie???
Oni – Już nie.
Pastor – Może ze sobą  już nie grzeszycie… 🙂

Problem jednak jest o wiele głębszy, niż jakiś źle zrozumiany werset z Psalmów. Religia nie może pogodzić się z faktem, że Bóg niczego nie warunkuje naszym zachowaniem. Bóg odpowie na moją modlitwę nie dlatego, że powstrzymuję się od grzechów. Chrystus pojednał ze sobą nie tylko tych, którzy z całych sił starają się nie grzeszyć. I nie tylko tych, którzy w ogóle nie grzeszą. Rozwinę tę myśl za chwilę.

Idiotyzm drugi: Bóg odpowiada zawsze; czasem TAK, czasem NIE, czasem CZEKAJ.

Sam długo wierzyłem, że ta nauka jest prawdziwa; co gorsza, nauczałem nią innych, także rozumiem, dlaczego wydaje się poprawna. Są jednak dwa maleńkie problemy – po pierwsze, nauka ta jest zupełnie niebiblijna. Po drugie, dokładnie takie same rezultaty modlitwy otrzymamy, modląc się do pluszowego misia.

Nie wierzysz? Spróbuj. Postaw sobie pluszowego misia i pomódl się od niego w dowolnej intencji. Później czekaj i obserwuj. GWARANTUJĘ że otrzymasz jedną z tych trzech odpowiedzi – TAK, NIE albo CZEKAJ. To, że co drugi – jak nie lepiej – chrześcijanin powtarza tę tezę, nie oznacza, że ma cokolwiek z prawdą.

Idiotyzm trzeci – Bóg nie odpowie na twoje modlitwy z powodu jakiegoś konfliktu, który z kimś masz.

Podstawa prawna: 1 Piotra 3:7.

Sprawdźmy, co werset ten mówi:

 Podobnie mężowie we wspólnym pożyciu liczcie się rozumnie ze słabszym ciałem kobiecym! Darzcie żony czcią jako te, które są razem z wami dziedzicami łaski, [to jest] życia, aby nie stawiać przeszkód waszym modlitwom (1 P 3:7, BT)

Podobnie wy, mężowie, postępujcie z nimi z wyrozumiałością jako ze słabszym rodzajem niewieścim i okazujcie im cześć, skoro i one są dziedziczkami łaski żywota, aby modlitwy wasze nie doznały przeszkody. (1 P 3:7, BW)

Wstawiłem najpopularniejsze katolickie i protestanckie tłumaczenie, by zobaczyć, gdzież to teologia odczytuje, że Bóg nie odpowie na modlitwę, kiedy jestem z kimś w konflikcie… ale tak naprawdę dalej tego nie widzę! Używanie tego argumentu pokazuje nie tyle czyjąś mierną teologię, ale wręcz problemy z czytaniem ze zrozumieniem. „Aby modlitwy wasze nie doznały przeszkody” – no jasne, skoro mężczyzna nie okazuje żonie czci (czyli po prostu szacunku), trudno, żeby małżeństwo takie żyło zgodnie, a jakże można się razem modlić nie żyjąc w pokoju? Ten tekst w ogóle nic nie mówi o odpowiadaniu na modlitwy przez Boga, tylko o samym procesie wspólnej modlitwy!!

Równie dobrze tekst mógłby brzmieć „Nie stójcie na jednej nodze, aby nie stawiać przeszkód waszym modlitwom”. Stanie na jednej nodze nieco rozprasza, i – z wyjątkiem rekordzistów – czyni modlitwę bardzo krótką – ale nie ma to nic wspólnego z Bogiem!

Idiotyzm czwarty – kiedy będziesz miał wystarczająco mocną wiarę, Bóg odpowie na twoją modlitwę.

To najczęściej być może i najbardziej szkodliwy idiotyzm. Zupełnie zdejmuje odpowiedzialność z Boga i zostawia ją na człowieku. Bóg chce uzdrowić każdego, tylko nie każdy ma wiarę! I tutaj pojawiają się liczne cytaty.

Proponuję jeszcze raz przyjrzeć się uzdrowieniom w Biblii. Pomyślec, dlaczego czasem odbywały się zupełnie bez udziału osób uzdrawianych. Dlaczego Jezus powiedział słowa „twoja wiara cię uzdrowiła” ale nie powiedział nikomu „Bóg cię uzdrowił”.

No i z niemowlętami chorującymi i umierającymi? Brak im wiary? Czy są odpowiedzialne sa brak wiary rodziców? Odpowiedzialność zbiorowa? Co za głupoty.

Pewien chrześcijanin chciał zrobić film dokumentalny o jednym z najpopularniejszych w USA „uzdrowicieli chrześcijańskich” (piszę w cudzysłowiu, bo żadni z nich uzdrowiciele, i żadni chrześcijanie). Nazywa się Benny Hinn. Pojechał na jeden z jego seansów, i usiadł obok drobnej kobiety, która opiekowała się dorosłym mężczyzną na wózku inwalidzkim z zaawansowanym porażeniem mózgowym.

Po chwili rozmowy wiedział, że jest to jej syn, a ona przyjechała tu sama z nim, i że mieszka kilkaset kilometrów od tego miejsca.

– I tak mocno wierzyłaś, że przyjechałaś tu tak daleko? – spytał
– Tak daleko? Na seansie Benny’ego Hinna jestem już czwarty raz. Pierwszy raz musiałam pokonać ponad 2 tysiące kilometrów!
– Dlaczego jeździsz tak często?
– Widać, mam słabą wiarę. Kiedy moja wiara będzie wystarczająco silna, mój syn będzie uzdrowiony. Tak mówi Benny! Chciałabym jeździć częściej, ale nie mam pieniędzy. Podróż kosztuje no i całe pozostałe oszczędności daję Benny’emu, bo on mówi, że ile na tacę włożysz, tyle błogosławieństwa dostaniesz z powrotem.

 Od czasu, kiedy widziałem tę scenę, uważam, że owi „uzdrowiciele” zasługują na proces i wyrok nie mniejszy od zbrodniarzy wojennych.

Wielki sukces tych oszustów nie pojawił się jednak tylko dzięki ich przebiegłości. Wykorzystują oni bzdury, kóre ludzie słyszą w kościołach. Religia wmówiła ludziom, iż Bóg odpowie na każdą modlitwę, jeżeli będziemy mieć wystarczająco wiary. Przy okazji, cóż jest większym dowodem wiary, niż wzięcie kredytu gotówkowego i przekazanie pieniędzy uzdrowiecielowi?

A co z sytuacjami, gdy umiera chore dziecko, i modli się za nie cała wielka wspólnota ludzi, a dziecko jednak umiera? Nikt nie miał wystarczająco wiary? Może to dziecko jej nie miało? Co za bzdury!!

Zbrodniarze Ci manipulują kilkoma wyrwanymi wersetami z Biblii, dokładając do nich dowolnie wymyślone ideologie! Najczęściej przypominają przykłady, gdy Jezus uzdrawiał chorych. Chory poprosił, Jezus uzdrowił. Zauważmy jednak, iż Jezus nie domagał się za to pieniędzy. Ani nie założył zgromadzenia gdzie co tydzień zbierano mnóstwo pieniędzy, z których On brał sporo procent. Szkoda czasu na omawianie argumentów tych uzdrowicieci. To jest, chciałem napisać, uzdrowicieli.

Na pewno znalazłoby się więcej idiotyzmów, które głosi się z ambon na temat modlitw, niemniej niemal zawsze mają jakiś związek z wymienionymi czterema.

pray02

Bóg odpowie na modlitwę nie dlatego, że moje życie jest wystarczająco dobre! To, czy odpowie, nie zależy od tego, czy w ubiegłym tygodniu byłem w kościele i czy pomogłem staruszce przejść przez ulicę! Bóg nie poczytuje już ludziom grzechów (2 Kor 5:19)! Aby przyjść do Boga nie potrzeba „stanu łaski uświęcającej”, czystości życia, zadośćuczynienia ludziom za popełnione krzywdy! Nie potrzeba też strachu!

Spójrz na poniższą listę – jeżeli używasz niektórych spośród wymienionych wyrażeń podczas modlitwy, oznacza to, że nie znasz swojej pozycji względem Boga i/lub nie znasz Jego obietnic:

„jestem niegodny”
„przebacz mi, o Panie”
„proszę, bądź ze mną”
„Ty obiecałeś, że gdzie dwaj albo trzej zgromadzeni są…”
„zabierz te pokusy ode mnie”
„uczyń mnie lepszym”

W Chrystusie jesteśmy napełnieni wszelkim duchowym błogosławieństwem (Ef 1:3)! W Nim mamy całkowite odpuszczenie grzechów (Ef 1:7)! Bóg nie ma już nam czego przebaczać, nie możemy być w większym stopniu pojednani z Nim, niż jesteśmy!

Wkrótce po nawróceniu modlitwa płynie sama, bo człowiek jest zachwycony niesamowitą łaską Bożą, i Jego dobrocią. Widzi, że dla Boga nie zrobił przecież nic – dopiero przecież w Niego uwierzył – a Bóg zrobił dla nas tak wiele! Stopniowo jednak religia sieje ziarno cielesności – że Boża łaska jest jednak uwarunkowana naszymi staraniami – i w końcu większość ludzi ulega presji i przestawia się na religijny sposób myślenia.

O tym pisze Paweł m.in. w Liście do Galatów (Galacjan).

Tego jednego chciałbym się od was dowiedzieć, czy Ducha otrzymaliście na skutek wypełnienia Prawa za pomocą uczynków, czy też stąd, że daliście posłuch wierze? Czyż jesteście aż tak nierozumni, że zacząwszy duchem, chcecie teraz kończyć ciałem? (Gal 3:2-3)

Nie „kończ ciałem”! Nie popadaj w błędne myślenie, że własnym złym postępowaniem masz jakikolwiek wpływ na to, czy Bóg słyszy twoje modlitwy i czy na nie odpowiada!

Módl się kiedy zechcesz i jak zechcesz, nie dbaj o słowa, nie musisz zaczynać swoich modlitw od pełnych pompy tytułów „O Boże wspaniały, wiekuisty, straszliwy, przedziwny, który stworzyłeś świat słowem mocy swojej…” Bóg wie, jaki jest i wie, co stworzył, i nie trzeba Mu tego przypominać! Jezus większość swoich modlitw, jakie znamy, zaczynał od słowa „Ojcze” – a my mamy prawo modlić się za jego przykładem!

Nie znajdziesz w Biblii ułożonych modlitw do „odmawiania”, wyliczonych dopuszczonych postaw modlitewnych czy zaleceń, że najlepiej modlić się między 5 a 6 rano. Jezus, owszem, modlił się rano, ale nigdzie nie ma zalecenia, by robić to samo, a wiele osób przez pierwsze 2 godziny po przebudzeniu są niemal nieprzytomni, więc modlitwa mijałaby się z celem. Poza tym nigdzie nie jest napisane, że Jezus modlił się rano codziennie albo że modlił się tylko rano.

* * *

Trudno znaleźć stronę Biblii gdzie modlitwa nie jest zalecana. Paweł pisze krótko – bez ustanku się módlcie (1 Tes 5:17). Modlitwy żaden człowiek cię nie nauczy, ale tak naprawdę nie musisz się niczego uczyć – jedyne, co musisz, to się modlić! Czy jednak Bóg odpowie na każde modlitwy? Oczywiście, że nie. W tym artykule (link za kilka dni) dowiesz się więcej.

Nie troszczcie się o nic, ale we wszystkim w modlitwie i błaganiach z dziękczynieniem powierzcie prośby wasze Bogu. A pokój Boży, który przewyższa wszelki rozum, strzec będzie serc waszych i myśli waszych w Chrystusie Jezusie. (Flp 4:6-7)

pray04

(ostatnia aktualizacja – 25 sierpnia 2017, częściowa aktualizacja 3 marca 2020)

Przykazania – dla kogo i dlaczego?

Zastanów się przez chwilę nad pytaniem – czym się różni chrześcijanin od człowieka niewierzącego?

(Zastanawiasz się. Chwilę. Nie czytasz dalej. Dlaczego czytasz dalej? Nie oszukuj, proszę, przerwij czytanie i zastanów się. Na chwilę!)

Uważne przeczytanie powyższego pytania może doprowadzić do następującego wniosku – chrześcijanin to ktoś, kto wierzy. W końcu przeciwstawiony jest w nim komuś nie-wierzącemu.

W co wierzy? Większość zapewne się zgodzi, że lepiej spytać – w kogo wierzy? Oczywiście, w Jezusa.

Chrześcijanami zatem jest mnóstwo ludzi. Katolicy, protestanci, mormoni, świadkowie Jehowy, a nawet i muzułmanie, bo i oni wierzą w istnienie Jezusa, choć nie uważają Go za proroka ważniejszego od pozostałych.

I tutaj mogę wkleić kilka trylionów stron o tym, jak poszczególne grupy ludzi wymyślają swoje definicje chrześcijaństwa, jak definicje te zmieniają się w czasie, jak grupy te się dzielą (na ogół), łączą między sobą (hmm… w tej chwili nie potrafię przypomnieć sobie takiego wydarzenia),czasem nawet walczą ze sobą i wzajemnie mordują. Tak naprawdę na przestrzeni wieków działo się to o wiele częściej, niż czasem, i dzieje się do dzisiaj.

Czy zatem możliwe jest w ogóle stwierdzenie, czym wyróżniają się chrześcijanie?

Albo – jak odróżnić chrześcijan prawdziwych od udających?

Kiedyś chciałem bardzo, by każdy chrześcijanin miał jakiś cudowny znak wyróżniający od innych – może nie aureolkę jak ze starych obrazów (spać by się przy tej światłości nie dało, choć w zamian za to jakie oszczędności w rachunkach za prąd!), ale może jakiś drobny znak na czole, albo umiejętność robienia jakiegoś drugorzędnego cudu?

To było kiedyś, dzisiaj myślę, że i to by nic nie dało. Ludzie lubią się kłócić, dzielić, zapewne znowu by znaleźli jakiś sposób… masz aureolkę? Ile milimetrów od głowy? I czy na pewno jej jasność jest powyżej 600 lumenów? Bo jak mniej, to wiara pewno nie jest prawdziwa!

Poważniejąc nieco… Chrześcijanie z reguły są dumni z tego, że są chrześcijanami, uważają siebie za oświeconych, zbawionych, więc trzeba wiedzieć chyba, skąd wiadomo, że tym chrześcijaninem się jest! Jak? Można zrobić spis doktryn, po zaliczeniu których, mogą kogoś nazwać chrześcijanem. Wiarę w bóstwo Jezusa, w Trójcę, w nieomylność Biblii, w nieomylność danego Kościoła, w powtórne przyjście Jezusa… ilość tych wierzeń i różne ich zestawienia mogą przyprawić o ból głowy. Tak na marginesie, komedią jest to, że doktryny będące dla jednych „chrześcijan” dowodem wiary, dla innych jest dowodem jej braku.

Jest jednak jeden problem z doktrynami – stosunkowo łatwo jest w nie uwierzyć. Jeszcze łatwiej powiedzieć, że się wierzy. Wyobraź sobie, że należysz do Kościoła, który za warunek zbawienia uznaje wiarę w to, że Mojżesz był łysy. Niszczysz rytualnie wszystkie dostępne ci rysunki Mojżesza z bujną czupryną (czyż nie jest ciekawe, na marginesie, że Mojżesz rysowany jest z taką czupryną chyba zawsze, chociaż historia twierdzi, że długie włosy u płci brzydszej – choć silniejszej – były wówczas raczej wyjątkiem? Identycznie zresztą ma się sprawa z Jezusem).

Kontynuując tę historię, Kościół twój organizuje misje do różnych krajów, by nawracać ludzi na łysego Mojżesza. Kiedy spotykacie kogoś, pytacie się go – czy wierzysz, że Mojżesz był łysy? I jeśli mówi on, że nie, przekonujecie go aż do skutku (albo aż wam ucieknie), i – jeżeli się uda – zaznaczacie w notesiku „kolejna uratowana dusza” i idziecie dalej.

A teraz wyobraź sobie, że spotykasz jakiegoś wesołego Wacka blisko budki z piwem. Zaczynasz temat, a Wacek – z uwagi na wyśmienity humor – łaskawie cię słucha. W końcu jednak zaczynasz go nudzić i Wacek pyta:

– Czy to znaczy, że jeśli uwierzę w łysego Mojżesza, będe zbawiony?
– No, tak – odpowiadasz.
– No to wierzę, i spływaj już stąd – mówi Wacek.

No i tak naprawdę, jedyne, co możesz zrobić, to… spłynąć. Nie masz możliwości weryfikacji, czy Wacek rzeczywiście wierzy. Nie możesz temu zaprzeczyć, wystarczy, że mówi, że wierzy. Sfrustrowany odchodzisz, myśląc, że Wacek jednak w cichości serca wyznaje długie włosy Mojżesza, a ty nic z tym nie możesz zrobić.

I podobnie sfrustrowana jest religia. Nie mogąc zweryfikować wiary swoich wiernych, a jednocześnie musząc ich kontrolować, stworzyła straszną rzecz – PRZYKAZANIA.

Czekaj, czekaj – powiesz – przecież przykazania stworzył Bóg, czyż nie?

Mniejsza o to, kto je stworzył, ważniejsze jest., DLA KOGO zostały one stworzone.

Popatrzmy na temat przykazań w Biblii.

Spisane przykazania pojawiają się dopiero za czasów Mojżesza („dopiero”, bo co najmniej dwa i pół tysiąca lat po Adamie), co nie oznacza, że wcześniej na ziemi panowało totalne bezprawie. W szóstym rozdziale Księgi Rodzaju znajdziemy początek historii Noego i potopu; potop był karą za grzech, lecz jak Bóg mógłby sądzić ludzi za ich grzech, jeśliby wcześniej nie określił, czym grzech jest? Ludzie więc musieli mieć dane jakieś przykazania, jednak ponieważ Biblia nie wspomina o szczegółach, nie będę spekulować. Adam i Ewa mieli też zresztą przykazane, co mają robić, i czego nie mają; a skoro Bóg rozmawiał z Kainem o dobrym i złym postępowaniu, znaczy się, że i Kain jakieś zasady miał dane.

Pierwsze przykazania, które jasno nazwane są w Biblii przykazaniami, to prawo dane Mojżeszowi (inaczej: zakon mojżeszowy). Dane one zostały Izraelowi w XV wieku pne, i stanowiły część Przymierza. Przeczytaj początek 5. rozdziału Księgi Powtórzonego Prawa (5 Mojżeszowej):

Mojżesz zwołał całego Izraela i rzekł do niego: Słuchaj, Izraelu, praw i przykazań, które ja dziś mówię do twych uszu, ucz się ich i dbaj o to, aby je wypełniać.  Pan, Bóg nasz, zawarł z nami przymierze na Horebie. Nie zawarł Pan tego przymierza z ojcami naszymi, lecz z nami, którzy tu dzisiaj wszyscy żyjemy. (Pwt 5:1-3)

Przymierza były wtedy bardzo powszechne we wszystkich kulturach, zawierane z innymi ludźmi, jak i również z pogańskimi bożkami. Przymierze z Izraelem nie jest też pierwszym przymierzem, które zawarł Bóg z ludźmi, wcześniej Biblia wspomina na przykłąd o przymierzach z Noem (Rdz 9:1-17) lub z Abrahamem (Rdz 17:1-22). Jeśli przeczytacie w Biblii te fragmenty, zobaczycie istotę przymierze – to zobowiązanie jest zawsze dwustronne. Bóg wymaga coś od ludzi ale Bóg i coś ludziom za to obiecuje, przy czym poszczególne przymierza bardzo różnią się od siebie. W przymierzu z Abrahamem widzimy na przykład wielki nacisk na obietnice – Bóg je wymienia, nie stawiając żadnych warunków – dopiero później wspomina o kilku drobnych szczegółach – w tym i o obrzezaniu. Przymierze za czasów Mojżesza natomiast skupia się na wymaganiach, które Bóg miał od Izraela, jednak obietnice też, bardzo konkretne, są w nim zawarte.

Ostatnie zdanie w wyżej cytowanym fragmencie z Księgi Powtórzonego Prawa pokazuje też jasno, że to przymierze jest jedyne w swoim rodzaju.

Bóg wymaga od Izraela przestrzegania prawa – i w zamian obiecuje mu m.in. szczególną pozycję wśród narodów, szczególną pomoc, dobrobyt itp. Ludzie zaś zobowiązują się do przestrzegania danych im przykazań.

Teraz jeśli pilnie słuchać będziecie głosu mego i strzec mojego przymierza, będziecie szczególną moją własnością pośród wszystkich narodów, gdyż do Mnie należy cała ziemia. Lecz wy będziecie Mi królestwem kapłanów i ludem świętym. (…)Wtedy cały lud jednogłośnie powiedział: Uczynimy wszystko, co Pan nakazał. (Wj 19: 5-6a.8a).

Przymierze to jednak było tylko cieniem Nowego Przymierza:

Lecz takie będzie przymierze, jakie zawrę z domem Izraela po tych dniach – wyrocznia Pana: Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa i wypiszę na ich sercu. Będę im Bogiem, oni zaś będą Mi narodem. (Jer 31:33)

Większość jest zdziwiona, gdy dowiaduje się, że Nowe Przymierze także zostało zawarte wyłącznie z Izraelem, a nie z całym światem. I już zupełnie niemal nieznanym faktem jest to, że przez ponad 3 lata od wniebowstąpienia Jezusa jedynymi chrześcijanami byli Żydzi, albo przynajmniej stanowili przygniatającą większość, jako że w Dz 10:45 dziwią się oni bardzo, że poganie również otrzymali dar Ducha Świętego, a w Dz 11:1nn też nie posiadają się ze zdumienia, że Piotr w ogóle przebywa z poganami. W poprzednim rozdziale Dziejów opisana jest natomiast (a w 11. powtórzona) wizja, którą Piotr otrzymał do Boga, po której nie uważał już on za nieczyste ani żadne pokarmy, ani żadnych ludzi.  Czyż nie oznacza to coś bardzo wyjątkowego i niezwykle istotnego, że Bóg aż musiał posługiwać się szczególną wizją, i to powtarzaną trzykrotnie (zobacz Dz 10:9-16.11:5-10)?

Jezus powtarzał wiele razy, że Jego misja jest przeznaczona wyłącznie dla Żydów (por. Mt 10:5-7.15:24). Ale to było w tym momencie, kiedy Jezus był na ziemi i nie oznacza zupełnie, iż Bóg nie okazuje równego zainteresowania innym narodom! Paweł wielokrotnie zapewnia, że w Chrystusie pojednany jest ze sobą cały świat i wszyscy jesteśmy jednością:

Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście jednością w Chrystusie Jezusie. (Gal 3:28)

Poza tym plan uczynienia wszystkich ludzi uczestnikami obietnic nie był dla Boga zaskoczeniem – już Izajasz pisał:

Ustanowię cię światłością dla pogan, aby moje zbawienie dotarło aż do krańców ziemi. (Iz 49:6b)

Podsumowując temat – istniały dwa przymierza, Stare i Nowe. Stare zawarte było między Bogiem i Izraelem, Nowe również, ale do Nowego dostęp otrzymali również poganie. Wszyscy ludzie.

Prawo – czyli dokładnie 613 różnych przykazań, zawartych od 2 do 5 Księgi Mojżeszowej, a zaczynających się od tych zwanych dzisiaj Dekalogiem, było jedynie częścią pierwszego Przymierza – tego starego.

Wniosek z tego taki, że prawo mnie, poganina, nie obowiązuje. Niezależnie od tego, w jakich czasach bym się nie urodził.

Nowy Testament nigdzie nie uczy pogan żadnych przykazań! Wręcz przeciwnie (por. Dz 15)! Jeżeli zapamiętasz choć tylko jedną rzecz z tego artykułu, będę szczęśliwy, jeśłi będzie to fakt, iż

Dekalog nigdy nie obowiązywał pogan

(niektóre prawa obowiązywały również pogan,ale tylko tych, którzy chcieli mieszkać razem z ludem Izraela) i jeśli ktoś uczy cię inaczej, wynika to albo z jego słabej znajomości Biblii, albo złej woli.

A co, jeślibym był Żydem? Obecnie też nie stanowi to żadnej różnicy, bo Stare Przymierze przestało obowiązywać przy przyjściu Chrystusa:

Na cóż więc Prawo? Zostało ono dodane ze względu na wykroczenia aż do przyjścia Potomka, któremu udzielono obietnicy; przekazane zostało przez aniołów; podane przez pośrednika (…) Do czasu przyjścia wiary byliśmy poddani pod straż Prawa i trzymani w zamknięciu aż do objawienia się wiary. Tym sposobem Prawo stało się dla nas wychowawcą, /który miał prowadzić/ ku Chrystusowi, abyśmy z wiary uzyskali usprawiedliwienie. Gdy jednak wiara nadeszła, już nie jesteśmy poddani wychowawcy (Gal 3:19.23-25)

Prawo Mojżesza mnie nie obowiązuje!

Dekalog mnie nie obowiązuje!!!

Dzisiaj protestanci wojują z katolikami o prawdziwy wygląd Dekalogu. Protestanci mówią, że katolicy usunęli 2. przykazanie, a 10. rozdzielili na dwie części, by dalej było 10. Wielu zauważa, że w biblijnym Dekalogu jest więcej niż 10 nakazów/zakazów, i jego podział jest rzeczą umowną.

Spotkałem się z poglądem, że rozdzielenie „ani żadnej rzeczy która jego jest” od „żony bliźniego swego” podyktowana jest szacunkiem dla kobiet, gdyż umieszczenie jej razem z przedmiotami obniżałoby jej godność. Dobre 😸

No, i – zapomniałbym – Adwentyści Dnia Siódmego i inni sabatarianie nazywają resztę chrześcijan heretykami, bo sabat z Dekalogu zastąpili niedzielą.

Podobny sens mają kłótnie, czy w śniadaniu Marsjan przeważają węglowodany czy białko.

DEKALOG JUŻ NIE OBOWIĄZUJE NIKOGO!

I w tym momencie pada argument, który do bolesnego znudzenia powtarza się jak zdarta płyta: „to jak, teraż można zabijać, kraść, i w ogóle robić to, na co ma się ochotę?”

Odpowiem Ci tak: pomyśl teraz o osobie, którą bardzo kochasz. Może o współmałżonku lub kandydacie na niego, o rodzicu, dziecku, przyjacielu.

 

Czy masz już w myślach tę konkretną osobę? Dobrze. Odpowiedz teraz na naprawdę proste pytanie:

Czy kiedykolwiek wsadziłeś lub wsadziłaś tej osobie palec w oko?

Mam nadzieję, że Twoja odpowiedź brzmiała „nie”. Jeżeli było inaczej, proszę, wyobraź sobie drugą osobę, którą kochasz. Jeżeli wciąż odpowiedź brzmi „tak”, weź trzecią. Jeżeli wciąż mówisz „tak”, mam nadzieję, że przebywasz w tej chwili w jakimś zakładzie zamkniętym. Albo, że jesteś okulistą lub chirurgiem ocznym.

Nie włożyłeś? A dlaczego? Czy w Biblii jest przykazanie na ten temat? Nie ma.

Czy w szkole uczyli cię, by nie wsadzać nikomu palca w oko? Nie uczyli.

Czy w polskim prawodawstwie jest zakaz wsadzania palca w oko? Nie ma.

Zdrowi i dojrzali ludzie mają wystarczająco empatii by wiedzieć, co jest dobre

Albo jeszcze jeden z moich niesamowitych przykładów… wyobraź sobie, że poznajesz jakąś osobę. W momencie poznania osoba ta wyjmuje papier i mówi:

Musimy ustalić zasady naszej znajomości. Bez zasad nic nie będzie działało dobrze. Zasada pierwsza: nie będziesz mi wkładać palca w oko. Zasada druga – nie będziesz mi wkładać długopisa w oko…

Dosyć tej błazenady, nazwijmy rzeczy po imieniu – nie można oprzeć relacji z kimś na spisie rzeczy dozwolonych i zakazanych.  A Bóg chce relacji z nami. Jezus nazwał nas przyjaciółmi. W Biblii czytamy, jak Bóg okazywał wielokrotnie szaloną wręcz miłość ku ludziom, gorącą, pełną emocji.

Popatrz raz jeszcze na cytowany wyżej fragment z Jeremiasza 31:33 – „Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa i wypiszę na ich sercu. „ – nie oznacza to wcale, że nagle na pamięć będziemy znali 613 przykazań, bo oznaczać by to również musiało powrót do składania ofiar. Prawo jest całością, jeśli kiedykolwiek usłyszysz, że ktoś próbuje cię przekonać, iż prawo dzieli się na część obowiązującą do dziś i część już nieaktualną – uciekaj stamtąd, ta osoba nie ma pojęcia o Biblii. Zakon stanowi nierozerwalną całość, i oparty jest on na systemie ofiar. Nie ma podziału na Dekalog i pozostałe 603 przykazania, nie ma podziału na prawo moralne i ceremonialne, to tylko wymysły religii, nie poparte w ogóle Biblią. Jeżeli ktoś chce przestrzegać prawa, musi przestrzegać też składania ofiar. Co gorsza, jeśli należy do płci pięknej inaczej, musi też się obrzezać, jeśli jeszcze tego nie uczynił.

Wpisanie prawa tego na naszym sercu natomiast oznacza co najmniej dwie istotne rzeczy: że nie będziemy meili wątpliwości, jakie te prawa są (popatrz tylko na kłótnie między denominacjami), i także, że będziemy je traktowali jako nasze prawa – bo serce to w końcu cząstka nas samych. Czyli, że nikt nie będzie ich kwestionował. Ktoś może zmusić nas do ślepego posłuszeństwa, ale nie powiemy wtedy, że jego prawa mamy w sercu. W sercu możemy mieć to, do czego serce te oryginalnie zostało przeznaczone.

Jakie zatem prawo Bóg wpisuje w „głębi naszego jestestwa” (cokolwiek jestestwo ma oznaczać, ale to już chyba tylko tłumacze 1000-latki wiedzą?) NOWE prawo. Prawo miłości, prawo wolności. Kochaj i rób co chcesz! – słyszysz czasami i wydaje ci się to herezją? Popatrz co pisze Paweł w 1 Kor 6:12 – wszystko mi wolno! Zaraz jednak dodaje, że nie wszystko przynosi korzyść. Mogę iść do sklepu monopolowego, kupić piwo, i je wypić? Mogę. Mogę też kupić 10 litrów wódki i je wypić? Mogę. Rozum jednak podpowiada mi, że ta druga rzecz będzie dokładnie odwrotna do „przynoszącej korzyść”. (Ta pierwsza rzecz jest dla wielu chrześcijan jednym z ulubionych tematów do kłótni, więc … zakończę tu temat :-))

Popatrzmy na te genialne w swojej prostocie słowa Jezusa:

Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem (J 13:34)

Brakuje ci przykazań? Proszę bardzo, masz przykazanie! Ważne kiedyś, ważne dzisiaj, dla każdego! A co się stanie, kiedy je złamiesz? Cokolwiek się stanie, stało się już, przecież łamiesz je codziennie. Łamiemy je wszyscy. Przymierze jednak trwa dalej, przymierze jest nierozerwalne, wieczne, a konsekwencje naszej niewierności są już w 100% poniesione – przez ofiarę Jezusa! Cóż za wspaniała to wieść dla nas!!! Gdyby wszystkie umowy tak wyglądały!

Bóg okazał nam niesamowitą miłość i pokazał jedyne w swoim rodzaju bezwarunkowe wybaczenie. Nie jesteśmy w stanie zrobić niczego, co spowodowałoby Jego dezaprobatę! Wybrał nas zresztą przed założeniem świata, znając przyszłość i wszystko, co zrobimy, także niczym Go nie zdziwimy!

Kochaj i rób, co chcesz – tak mówi Bóg, ale nawet jeśli z tej zasady zostawiamy tylko drugą część, Bóg nas wciąż kocha tak samo!

[Miłość] wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje (1 Kor 13:7-8a)

 

Bóg jest miłością (1J 3:1.4:8)

Czy zatem mogę jutro na przykład zamordować kogoś, kogo nie lubię?

Mogę, jestem wolnym człowiekiem. Czy Bóg mnie za to ukarze? Nie. Mam pełne przebaczenie grzechów (Ef 1:7). Ukarze mnie za to ktoś inny. Ława przysięgłych.

Czy gdyby przykładowo jutro okazało się, że nastąpiła pomyłka w tłumaczeniach, i że Biblia wcale nie zakazuje mordowania, zacząłbym zabijać, na przykłada wszystkich tych, których nie lubię? Nie. Nie robię tego dzisiaj nie dlatego, że przykazanie mówi – nie zabijaj! Czy wszyscy tak samo myślą? Na pewno nie. Dzieci raczej nie. Osoby z niektórymi rodzajamy upośledzeń – również nie. Podaję przykład teoretycznie prosty, Istnieje jednak mnóstwo rzeczy, które już tak proste nie są. Dlatego, owszem, w każdej fazie życia potrzebujemy jakichś zasad. W Polsce wszsyscy powinniśmy samochód prowadzić po prawej stronie ulicy (choć i te prawa nie są odwołalne, bez problemu zjedziemy na lewą jeśli uda nam się kogoś dzięki temu nie potrącić). Poza tym, idąc za przykładem kodeksu ruchu drogowego, zakazy i nakazy są bardzo ograniczone w swojej treści, Przepisy nie mówią mi, czy mam dzisiaj jechać do babci, czy do sklepu. Nie mówią mi też, czy w ogóle mam gdzieś jechać, czy nie. Koniec końcem – przepisy same w sobie są raczej złem koniecznym, niezbędnym tylko na jakiś czas.

Zdaję sobie sprawę, że to, co piszę wyżej, może niektórym wydać się zagmatwane i niejasne. Jak poczytasz spory teologiczne, zobaczysz, że zwolennicy wszystkich opcji zdają się mieć poparcie w Biblii. Ta sama Biblia nazywa jednak przykazania i świętymi, i nieużytecznymi.

Tak więc zakon jest święty i przykazanie jest święte i sprawiedliwe, i dobre.  (Rz 7:12)

A przeto poprzednie przykazanie zostaje usunięte z powodu jego słabości i nieużyteczności,  (Hbr 7: 18)

 

Skąd ta dwoistość? Nie chcę tutaj arbitralnie niczego rozstrzygać, i nie temu służy ten artykuł. Kluczowy jest tutaj 14. rozdział Listu do Rzymian, gdzie Paweł zajmuje się głównie praktykowaniem świąt i wyłączaniem pewnych pokarmów w celach religijnych. Jego wniosek jest następujący:

Kim jesteś ty, co się odważasz sądzić cudzego sługę? (…) Dlaczego więc ty potępiasz swego brata? Albo dlaczego gardzisz swoim bratem? Wszyscy przecież staniemy przed trybunałem Boga.(…) A swoje własne przekonanie zachowaj dla siebie przed Bogiem. (Rz 14:4.10.22)

Ten strasznie brzmiący „Trybunał Boga”, wspomniany również w 1 Kor 5:10, to na pewno nie miejsce selekcji zbawiony – niezbawiony; kontekst wykazuje, że raczej odbywa tam się rozdawanie nagród.

Słyszałem kiedyś historię o tym, jak świeży chrześcijanin, chcąc pomóc komuś w tarapatach finansowych, dokonał napadu rabunkowego na stację benzynową, tłumacząc później, że uczono go, iż pomoc potrzebującym to priorytet dla każdego chrześcijanina.


Wydaje ci się to głupie? Sam bym dokonał napadu rabunkowego, gdybym na przykład mógł tym uratować czyjeś życie. Priorytety nie zawsze są czarno-białe, na ogół nie znamy wszystkich okoliczności, także najsensowniej wydaje się po prostu zastosować do słów Pawła: „A swoje własne przekonanie zachowaj dla siebie przed Bogiem„.

Na koniec wspomnę jeszcze o dość popularnym w protestantyzmie poglądzie, iż chrześcijan obowiązują te spośród przykazań starotestamentowych, które powtórzone są w Nowym Testamencie.

Po pierwsze, Biblia nigdzie nic takiego nie głosi.

Po drugie, kwestią dyskusyjną jest, czy Ewangelie należą do Nowego Testamentu, czy do Starego. Jezus wszak żył pod starotestamentowym prawem i nikogo do jego łamania nie zachęcał.

Po trzecie, pogląd taki otwiera możliwość do niekończcących się sporów na temat mnóstwa fragmentów. Co obowiązuje wiecznie, co jest uwarunkowane kulturowo, co Paweł pisał tylko do Koryntian, do do nas wszystkich, co jakie słowo oznacza w którym kontekście, itp itd…

Unikaj natomiast głupich dociekań, rodowodów, sporów i kłótni o Prawo [Mojżeszowe]! Są bowiem bezużyteczne i puste. (Tyt 3:9)

Dokładnie!

Zacytuję na koniec Jana z jego pierwszego Listu. List ten ma mnóstwo do powiedzenia na temat przykazań, jednak przykazania te definiuje tylko raz. I nie znalazłem lepszego podsumowania przykazań, które mnie obowiązują.

 A to jest przykazanie jego, abyśmy wierzyli w imię Syna jego, Jezusa Chrystusa, i miłowali się wzajemnie, jak nam przykazał (1 J 3:23)

 

Ostatnia edycja – 1 marca 2021.

Dusza – co to naprawdę jest?

soul1
Jest sobie jeden taki wyraz. Często występuje w Biblii, i niektórzy używają go też bardzo często w języku potocznym. Niektórzy nie używają go niemal nigdy. Wszyscy myślą, że wiedzą, co on oznacza. I wszyscy.. się mylą. Ha, ha! 🙂

Bardzo często w moich artykułach zaznaczam, że czegoś do końca nie wiem, że mam wątpliwości, niemniej tutaj ich nie mam zupełnie. Prawie wszyscy, od ludzi świeckich po duchownych, używają tego wyrazu, nie mając pojęcia, co on oznacza! A dla człowieka nie omamionego religą, kwestia ta prosta jest jak słońce. I jasna jak drut. [efn_note]Tak, jasna jak drut – napisałem to celowo :-)[/efn_note]

I nie należy to bynajmniej do jakiejś utajnionej dziedziny wiedzy… i nawet Wikipedia zna prawdę! Co, zdaniem niektórych, jest ewenementem rzadkim jak cielę o dwóch głowach. A ludzie religijni – nie znają jej! Jak daleko religijność może zaburzyć nasze władze poznawcze?

Złe rozumienie wyrazu tego przyczynia się do błędnego rozumienia sporej liczby fragmentów Biblijnych, z czego religia się cieszy, bo pomaga to wywoływaniu w wiernych strachu…

Ten wyraz to DUSZA.

W Biblii, tam, gdzie widzimy „dusza”, w językach oryginalnych jest używany albo wyraz „néfesz” (w Starym Testamencie) albo „psyché” (w Nowym). Na szczęście dla nas, nie ma w Biblii innych słów oznaczających duszę, także sprawa musi być prosta.

Poszczególne odłamy teologiczne różnie tłumaczą, czym jest dusza, i chyba najczęściej kontrowersja pojawia się przy okazji pytania „czy dusza jest nieśmiertelna”.  Okazuje się zresztą przy okazji, że istnieją różne definicje nieśmiertelności… Czy nieśmiertelność oznacza nieprzerwaną świadomość? Czy może dusza ginie na jakiś czas, i później wstaje do… życia? I tak dalej.

Zawsze zastanawiało mnie, po co ludzie się tak zawzięcie o to kłócą. Przykładowo, świadkowie Jehowy uważają katolików  za heretyków, bo wyznają wiarę w nieśmiertelność duszy; a katolicy świadków za to, że jej nie wyznają. Jakie ta kwestia ma praktyczne znaczenie dla kogokolwiek? Co mnie obchodzi, czy po śmierci jestem natychmiast gdzieś wskrzeszany, czy też „śpię”, skoro i tak we śnie nie mam żadnej świadomości? Czy ktokolwiek po przespanej bez przerw nocy wstaje i narzeka, że mu się dłużyło??

Nikt się natomiast nie zajmuje meritum sprawy – co to dokładnie jest dusza? Nie „co myślę, że wiem, co oznacza dusza” ale jaka to pojęcie rozumieli autorzy biblijni, Czyli – uwaga – nie rozważam tu zagadnienia, co się dzieje z człowiekiem po śmierci, ale jedynie zajmuję się wyrazem tłumaczonym w naszych Bibliach jako „dusza”.

Wyraz „dusza” występuje ok. 750 razy w Starym Testamencie i ok. 100 razy w Nowym! Pomimo, że jest to zatem jeden z częściej używanych w Biblii terminów, nie sądzę, że nawet jedna na sto osób ją czytających wie, co ten wyraz oznacza! Większośc myśli, że dusza to nasza niematerialna cząstka, innymi słowy że jest to wynik równania ‘człowiek minus ciało’. Encyklopedyczna definicja: dusza jest „pierwiastkiem ożywiającym ciało, który człowiek otrzymał od Boga Stwórcy, trwającym także po śmierci ciała”.

soul3

Jeżeli trwa ona po śmierci ciała, jak wytłumaczymy następujący werset?

Dusza, która grzeszy, ta umrze  (Ezechiela 18:4, Biblia Gdańska)

Umrze dusza? Jak to? Przecież to nie pasuje do naszej przenajświętszej koncepcji „nieśmiertelnego pierwiastka”! Co robi religia? Wygodnie wycofuje się z tłumaczenia „nefesz” jako „dusza” w tym miejscu, choć tłumaczy go jako „dusza” niemal wszędzie indziej:

Umrze tylko ta osoba, która zgrzeszyła. (Biblia Tysiąclecia)
Każdy, kto grzeszy, umrze (Biblia Warszawska)

Zarówno Biblia Tysiąclecia jak i Warszawska bardzo często tłumaczą psyche jako dusza – (np. w Mk 8:37 lub  Mt 10:28), jednak, kiedy tłumaczenie wydaje się przeczyć założeniom i wyznawanej doktrynie, lekko się je zmienia… Tylko stara i dobra Biblia Gdańska przekłada je dosłownie. Jakkolwiek bardzo często tłumaczenie dosłowne nie jest poprawne (choćby w przypadku idiomów), widać – nazywajmy rzecz po imieniu – teologiczne oszustwo, kiedy jeden termin tłumaczy się na różne sposoby, w zależności od potrzeb.

Oczywiście, wieloznaczność terminów to zjawisko powszechne w każdym języku, i niektórzy teologowie nim to właśnie próbują tłumaczyć fakt, że nefesz i psyche są tak odmiennie tłumaczone w różnych miejscach. Wieloznaczość jednak w żadnym języku nie wywołuje nieporozumień – na ogół dotyczy terminów bardzo prostych, i nigdy ich różne znaczenia nie są do siebie zbliżone. Zamek (taki w kurtce) i zamek (królewski) są tym samym wyrazem, jednak nigdy nie wywołują nieporozumień. Odnośnie wieloznaczności, zauważmy też, że w wielu kościołach po każdej mszy ksiądz wypowiada pewne zwroty, które można odczytywać jako zapowiedzi modlitwy, a można też jako groźby pozbawienia życia (zaduszę Jana, zaduszę Stanisława – czy ksiądz ich chce zadusić?).

 Co Biblia rozumie pod pojęciem „dusza”?

Dusza pierwszy raz pojawia się na samym początku Biblii, w Księdze Rodzaju (I Mojżeszowej) 2:7:

Wtedy to Pan Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia, wskutek czego stał się człowiek istotą żywą. (Rdz 2:7)

Nie widać tu wyrazu „dusza”; jest w oryginale tam, gdzie widzisz słowo „istota”. Brawo! Choć raz Biblia Tysiąclecia oddaje zwięźle i jasno istotę tak kontrowersyjnej rzeczy! Tak naprawdę temat duszy można zamknąć właśnie tak:

DUSZA = ISTOTA ŻYJĄCA

Co zatem ze zwierzętami? Chyba każdy choć raz w życiu się zastanawiał, czy zwierzęta mają duszę? Jeżeli dusza to istota żyjąca, a zwierzęta są istotami żyjącymi, to – według Biblii – nie można co prawda powiedzieć, że mają duszę, ale że – uwaga – SĄ duszą!

I dowód – kilka wersetów dalej:

Ulepiwszy z gleby wszelkie zwierzęta lądowe i wszelkie ptaki powietrzne, Pan Bóg przyprowadził je do mężczyzny, aby przekonać się, jaką on da im nazwę. Każde jednak zwierzę, które określił mężczyzna, otrzymało nazwę istota żywa (Rdz 2:19)

Wcale mi nie chodzi o udowodnienie, że człowiek nie różni się od zwierzęcia, ani że zwierzęta idą „do nieba” – osobiście nie wyznaję ani pierwszego, ani drugiego poglądu – tutaj tylko chcę wyjaśnić, co należy rozumieć, gdy w Biblii widzimy wyraz „dusza” – i przy okazji chcę też pokazać, jak daleko religia poszła w ogłupianiu świata – tak przekręciła jeden z częściej używanych terminów biblijnych, że tylko nieliczne jednostki wiedzą, co on naprawdę oznacza. Uwaga! Jesteś na najlepszej drodze do zostania taką jednostką – a może już nią jesteś? 🙂 Może jeszcze nie do końca przekonaną, bowiem kiedy całe życie wierzy się w coś, trudno tak nagle się przestawić.

Przetłumaczę hasło, które jest w anglojęzycznej Wikipedii pod tytułem „ Soul in the Bible” – „Dusza w Biblii”:

„Nie znaleziono tradycyjnego chrześcijańskieg konceptu niematerialnej i nieśmiertelnej duszy w judaiźmie przed wygnaniem babilońskim”… „Wyraz hebrajski nefesz, chociaż tłumaczony jako ‘dusza’ w niektórych starszych Bibliach, tak naprawdę ma znaczenie zbliżone do „istoty żywej”. Nefesz został oddany słowem psyche w Septuagincie {{1}} [[1]]Septuaginta – tłumaczene Starego Testamentu na język grecki dokonanym w latach 250-150 pne [[1]], greckim słowem tłumaczonym jako dusza. Nowy Testament również używa słowa psyche, ale w znaczeniu hebrajskim, a nie greckim.” (http://en.wikipedia.org/wiki/Soul_in_the_Bible)

I nagle wszystko staje się jasne! Grecy używali terminu psyche tak, jak dzisiaj większość ludzi używa terminu dusza! A filozofia grecka  – toż to przecież podwaliny dzisiejszej teologii większości Kościołów chrześcijańskich – głównie rzymskokatolickiego! Szczytowe osiągnięcie umysłu ludzkiego! Wciąż jednak, ludzkiego…

Nie ma stuprentowej pewności, która kultura wymyśliła nieśmiertelną duszę. Spotkałem się z opinią, iż zrobili to już starożytni Egipcjanie (tak podaje Herodot, V wiek pne); niewątpliwie doktrynę tę bardzo rozbudował Platon, uczeń Sokratesa. Po napisaniu Nowego Testamentu nastąpiło „drobne przesunięcie” – wyraz psyche w znaczeniu pozabiblijnym – jako „nieśmiertelna cząstka człowieka” – zaczął przenikać do kręgów chrześcijańskich – zastępując jego biblijne znaczenie, to jest „istotę żywą”.

Dość łatwo mogę zrozumieć, dlaczego proces taki zaszedł w pierwszych wiekach naszej ery – wtedy przeszukanie Wikipedii lub uruchomienie aplikacji, która wyświetli 20 różnych tłumaczeń jedno pod drugim, było nieco trudne. Ba, nawet zwykłej konkordancji ludzie wtedy nie mieli (zresztą na niewiele by się przydała, skoro Biblia nie miała numerów rozdziałów ani wersetów). Dzisiaj jednak dostęp do informacji jest niewiele trudniejszy od dostępu do powietrza! Dlaczegoż więc wciąż nikt nie wie, co do licha oznacza wyraz DUSZA???

I dlaczego religii zależy na tym, by wmawiać ludziom, iż biblijna dusza oznacza nieśmiertelną cząstkę człowieka?

Moim zdaniem, religia nie miała wyjścia. Odrzucając ideę nieśmiertelnej duszy, musianoby również odrzucić sporo „chrześcijańskich filozofów”, między innymi tych zwanych „Ojcami Kościoła”, głównie samego Augustyna, do którego pism wielki szacunek pochodzi również z wielu Kościołów protestanckich. Warto dodać, że Augustyn, tworząc swoją filozofię, korzystał obficie z dzieł Platona… i wierzył też, że tylko mężczyzna jest stworzony na obraz Boży 🙂

Najważniejszym jednak, według mnie, powodem, dla którego religia podtrzymuje fałszywe rozumienie duszy jest to, że istnieje sporo fragmentów biblijnych, w których autorzy mówili o utracie życia – śmierci – a religia, po przekształceniu „życia” w „duszę” otrzymała kolejne narzędzia straszenia maluczkich. Bądź grzecznny, bo dusza twoja smażyć się będzie wiecznie w piekle!

Popatrzy na ten o pomstę do nieba wołający przykład:

Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je.  Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę? (Mt 16:25-26, BT)

A teraz popatrzmy na oryginał:

ος γαρ αν θελη την ψυχην αυτου σωσαι απολεσει αυτην ος δ αν απολεση την ψυχην αυτου ενεκεν εμου ευρησει αυτην τι γαρ ωφελειται ανθρωπος εαν τον κοσμον ολον κερδηση την δε ψυχην αυτου ζημιωθη η τι δωσει ανθρωπος ανταλλαγμα της ψυχης αυτου (Mt 16:25-26, Stephanus)

Zakładam, że jeżeli na poważnie traktujesz Biblię, starożytną Grekę czytasz bieglej niż język polski! Mnie jednak często na poważnie nie ma co brać, bo teraz oczywiście żartuję. Wkleiłem, wyjątkowo, fragment z oryginału, by unaocznić, jak religia kłamie…

Na marginesie – jeżeli widzisz, że wyróżnione powyżej cztery greckie słowa nie są identycznie identyczne – gratuluję spostrzegawczości i czepiania się szczegółów (współczuję twoim bliskim) – i śpieszę donieść, że trzy pierwsze z nich są w bierniku, czwarty – w dopełniaczu – ale jest to ten sam rzeczownik – w leksykonie Stronga nr 5590.

Jak można w jednym akapicie jeden powtarzany wyraz tłumaczyć jako zupełnie odmienne znaczenia? Niemal każdy dzisiaj pod pojęciem „życie” rozumie życie fizyczne, które się kończy z chwilą śmierci, natomiast „duszę” rozumie jako coś, co nie kończy się nigdy – ale oryginał używa tylko jednego słowa! I powinno się je przetłumaczyć też przy pomocy jednego polskiego słowa!!

No tak, ale po tej zmianie fragment ten już nie będzie siał strachu. Obecnie rozumie się go tak: jeśli nie będziecie doskonali, i nie będziecie się nie bali stracić swojego życia na ziemi dla mnie, to poniesiecie szkodę na swojej wiecznej duszy – czyli będziecie się smażyć w piekle!

soul4burning

A jeśli przetłumaczymy psyche za każdym razem jako życie, okaże się, że Jezus w ogóle nie odnosił się do życia wiecznego, i fragment ten strachem już raczej nas napawać nas nie będzie, tym bardziej że dzisiaj szansa utraty życia z powodu swojej wiary jest niewielka, zwłaszcza w znanym nam dobrze Kraju nad Wisłą.

Powiem ci teraz coś, w co dość długo ciężko mi było uwierzyć: otóż temat życia wiecznego jest bardzo rzadki na kartach Biblii. W Starym Testamencie niemal nie występuje zupełnie. Biblia koncentruje się na TU I TERAZ, o skoro przyszłym życiem się rzadko kiedy zajmuje, znak to dla mnie jasny, że nie ma się czym martwić! Zwłaszcza, że Jezus zapewnił nam zupełne przebaczenie grzechów!

Jest za to mnóstwo ostrzeżeń przed problemami na tym świecie, wynikającymi z lekceważenia Bożych zasad. Nie, to nie Bóg karze za grzechy! Grzechów naszych Bóg już nigdy więcej nie wspomni (Hrb 10:17)! Jeżeli wyskoczę z trzeciego piętra, złamanie nogi nie będzie karą za grzechy! Może to zresztą nie najlepszy przykład, bo nie przypominam sobie biblijnego przykazania o skakaniu z okna, ale daruję sobie wydłużanie tego artykułu. Po prostu prosze sobie wyobrazić 11. przykazanie o nieskakaniu z trzeciego piętra.

Biblia nie zajmuje się za bardzo przyszłym życiem, bo… najwidoczniej… można być o nie spokojnym. Nikt w Biblii nie martwi się „czy będę zbawiony”. Nigdzie żaden z Apostołów nie napomina, byśmy biegli i nawracali wszystkich członków rodziny na chrześcijaństwo, bo inaczej przez całą wieczność będziemy im mogli wysyłać pocztówki do piekła! Kościoły natomiast, przez większą część swojej historii, epatowały w niemal każdym kazaniu straszeniem wiernych, a jeżeli dzisiaj się to zmieniło, to nie dlatego, że zmieniły się wierzenia, tylko po prostu większość ludzi nie ma ochoty słuchać w ogóle żadnych napomnień. A kiedy nie mają ochoty słuchać, nie przychodzą do kościoła, i kasa kościelna świeci pustkami. Jeszcze 50 lat temu w Polsce do kościoła co niedziela szedł praktycznie każdy, i robiłby to choćby ksiądz okładał każdego przed kazaniem kijem. Wtedy księża i pastorzy mówili to, co naprawdę chcieli.

Właśnie uświadomiłem sobie, że większość dyskusji teologicznych, których kiedyś bywałem świadkiem lub uczestnikiem, dotyczyła właśnie życia wiecznego, a opierała się na wersetach, które – jak dzisiaj widzę zupełnie wyraźnie – w 99% nie dotyczyła życia wiecznego!

Popatrzmy jeszcze, na koniec, na kilka fragmentów, gdzie użyte jest słowo 'dusza’, i gdzie nijak nie można zastosować do niej encyklopedycznej definicji „niematerialnej i nieśmiertelnej cząstki człowieka”:

lecz i włos z głowy waszej nie zginie, przez wytrwałość swoją zyskacie dusze wasze (Łk 21:18-19)

 

Wyraźne odniesienie do życia na ziemi (włos z głowy)!

Rzekł mu Piotr: Panie! Czemu nie mogę teraz iść za tobą? Duszę swoją za ciebie położę. Odpowiedział mu Jezus: Duszę swoją za mnie położysz? (Jana 13:37n)

Czyż nie oczywiste jest, że sensownie by to brzmiało, gdyby zamiast „duszę swoją” było „życie swoje”? Nie dla tłumaczy Brytyjki…

   niewielu, to jest osiem dusz, ocalało przez wodę (1 P 3, 20)

Jak to, nieśmiertelne dusze pomarły?

Albowiem krwi dusz waszych będę się domagał (Rdz 9, 5)

Czy dusza ma krew?

Zabili też każdą dusze która była w nim, ostrzem miecza mordując”. (Joz 11, 11)

To duszę można zamordować? I to mieczem?

dusza, która grzeszy, ta umrze” (Ez 18, 4)

Nie może być!

I nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, ale duszy zabić nie mogą; bójcie się raczej tego, który może i duszę i ciało zniszczyć w piekle. (Mt 10:28)

Jak to – duszę zniszczyć? Przecież jest nieśmiertelna!

Ostatni z fragmentów w ogóle wydaje się na pierwszy rzut oka (na drugi i trzeci też) dziwny. Jak można zabić ciało, nie pozbawiając jednocześnie życia (dusza=życie)? Poświęcę osobny artykuł jednego pięknego dnia, być może jeszcze w tym wieku, temu fragmentowi, bo sprawa jest trudna do zrozumienia z uwagi na skomplikowany kontekst. Na razie tylko nadmienię, że cały rozdział 10. Ewangelii Mateusza opisuje wysłanie 12 Apostołów na misję i wszystko, co w nim jest, dotyczy TEGO ŚWIATA, a nie pośmiertnej rzeczywistości. Wiem, zapewne trudno sobie w głowie to poukładać, jeżeli ileś tam lat religia wkładała nam do głowy, że Jezus karze tutaj bać się wiecznego ognia piekielnego.

No dobrze, ale jak zatem najlepiej tłumaczyć nefesz/psyche na język polski?

Nie istnieje słowo, które w każdym miejscu w Biblii, gdzie występuje psyche/nefesz, brzmiałoby sensownie. Najczęściej świetnym tłumaczeniem wydaje się słowo życie. Innym razem – istota żywa. To, jak myślę, wyczerpuje ponad 90% przypadków użycia nefesz/psyche w Biblii.

Najwspanialszym owocem poprawnej znajomości biblijnego terminu „dusza” jest to, że od tej pory – kiedy zobaczysz zwrot „zbawienie duszy”, będziesz wiedzieć, że wcale nie chodzi o życie wieczne z Bogiem, ale ratunek przed śmiercią tu, na ziemi!

Na koniec chciałbym podkreślić jeszcze raz, iż artykuł ten dotyczył wyłącznie biblijnej terminologii. Nie sądzę, że wiara w niematerialną cząstkę człowieka, która żyje dalej po śmierci ciała, istnieje, jest zbrodnią. Czyż nie prześwietne są sceny z filmów, gdzie człowiek umiera, i jego ciało leży, a drugie ciało – z przeźroczystością 75% – wstaje i zaczyna się zastanawiać, co jest grane? Również wiara w to, że doświadczenia ludzi podczas śmierci klinicznej są prawdziwe, nie jest sprzeczna z Biblią. Ale nie jest też nią poparta, i na pewno nie ma to nic wspólnego ze słowem DUSZA.

soul2

Bogacz i Łazarz – wędrówka do piekła?

lazarus_rich_man1

„Hulaj dusza, piekła nie ma!” Bardzo długo myślałem, że słowa te powiedzieć miał niejaki Twardowski. Proszę nie mylić z księdzem Janem Twardowskim! Mowa o bohaterze micikewiczkowskiej ballady „Pani Twardowska”. Chociaż ballada ta sporo odniesień do piekła ma, i są tam nawet słowa „hulaj dusza”, to jednak powyższy cytat pochodzi ze sztuki „Trzy siostry” Antoniego Czechowa.

Czy piekło istnieje, czy nie? Sporo ludzi dzisiaj powątpiewa w jego istnienie, wielu też piekłem nazywa życie na ziemi. Byłem przez wiele lat obrońcą tezy o istnieniu piekła, gdyż chociaż kłóciła się ona zupełnie z moją logiką, byłem przekonany, że „tak powiada Pismo”.

Jednym z ulubionych fragmentów obrońców piekła jest przypowieść o bogaczu i Łazarzu z Ewangelii Łukasza. Nie zamierzam teraz dyskutować ogólnie o piekle (robię to przykładowo tu i tu), zajmę się jedynie analizą tego tekstu. Czy rzeczywiście jest on dla ludzi wierzących w autorytet Biblii dowodem na istnienie piekła?

Tradycja religijna bardzo mocno podkreśla, że jakakolwiek alternatywna jego interpretacja jest herezją i podważaniem słów samego Jezusa. Któż by chciał je podważać? Więc wyłączamy myślenie i wczytujemy w tę przypowieść wszystko, co nam religia każe.

Co możemy powiedzieć o Przypowieści o bogaczu i Łazarzu? Zapisana jest ona jeden raz, w Ewangelii Łukasza:

żył pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień świetnie się bawił. U bramy jego pałacu leżał żebrak okryty wrzodami, imieniem Łazarz. Pragnął on nasycić się odpadkami ze stołu bogacza; nadto i psy przychodziły i lizały jego wrzody. Umarł żebrak, i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz i został pogrzebany. Gdy w Otchłani, pogrążony w mękach, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego łonie. I zawołał: Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i poślij Łazarza; niech koniec swego palca umoczy w wodzie i ochłodzi mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu. Lecz Abraham odrzekł: Wspomnij, synu, że za życia otrzymałeś swoje dobra, a Łazarz przeciwnie, niedolę; teraz on tu doznaje pociechy, a ty męki cierpisz. A prócz tego między nami a wami zionie ogromna przepaść, tak że nikt, choćby chciał, stąd do was przejść nie może ani stamtąd do nas się przedostać. Tamten rzekł: Proszę cię więc, ojcze, poślij go do domu mojego ojca. Mam bowiem pięciu braci: niech ich przestrzeże, żeby i oni nie przyszli na to miejsce męki. Lecz Abraham odparł: Mają Mojżesza i Proroków, niechże ich słuchają. Nie, ojcze Abrahamie – odrzekł tamten – lecz gdyby kto z umarłych poszedł do nich, to się nawrócą. Odpowiedział mu: Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą. (Łk 16:19-31)

Widzimy opowieść dotyczącą dwojga ludzi; podzielona jest ona na dwie części. Pierwsza część mówi o ich losach za życia, druga – po śmierci. Bohaterami są „pewien człowiek bogaty” i „żebrak, okryty wrzodami, o imieniu Łazarz”.

Wiemy o nich bardzo mało. Bogaty człowiek był bogaty (ha ha) i świetnie się bawił; biedny był… biedny (w porządku, nie ma tam słowa „biedny”, ale bogatych żebraków wtedy nie było, teraz w Nowym Jorku zbierają podobno do 400 dolarów dziennie) i schorowany. Najciekawsza część historii dzieje się po tym, jak obydwaj umierają. Gdzie się teraz znajdują?

I to jest dobre pytanie, i – jak się okazuje – bardzo kontrowersyjne.

Omawiany fragment wpierw podaje, że żebrak umarł i został zaniesiony przez aniołów na „łono Abrahama”. Blblia nigdzie indziej nie używa tego określenia, dowiedziałem się jednak iż w pozabiblijnej tradycji żydowskiej „łonem Abrahama” nazywano część Szeolu, w której prawowierni ludzie oczekiwali na Sąd Ostateczny.

Bogacz był natomiast… w otchłani… Wiele innych tłumaczeń, głównie starszych (m.in. bardzo poważana w Polsce Biblia Gdańska lub jeszcze bardziej (nierzadko do przesady) poważana angielskojęzyczna King James) ma tam słowo „piekło” (hell). Widziałem też tłumaczenie „kraina umarłych”. Tak sporo kontrowersji sprawia grecki wyraz „hades”, o którym piszę tutaj. Jeżeli jednak ktoś chce na podstawie tego fragmentu bronić pomysłu na istnienie piekła, musi po prostu przetłumaczyć „hades” na piekło.

Co dalej ciekawego widzimy? W hadesie znajduje się nie tylko bogacz, ale i Łazarz nie jest zbyt daleko, skoro się słyszą! Jeżeli zatem hades oznacza pieło, czy ludzie z nieba i piekła mogą prowadzić ze sobą dyskusje? Coś tu nie pasuje. Jeżeli natomiast hades to nie piekło jako miejsce tortur, a miejsce przebywania zmarłych – bez udziału świadomości jednak – to też nic nie pasuje, gdyż bogacz niewątpliwie świadomość ma.

Co wiemy więcej? Bogacz był „pogrążony w mękach”. Tutaj zaczynamy myśleć o piekle. Poza tym bogacz dalej mówi „bardzo cierpię w tym płomieniu”…

Czyż nie wygląda na piekło?

Hmm… jeśli spróbujemy odczytywać tę historię dosłownie, widzimy, że ogień ten i męki nie są na pewno porównywalne z dosłownym płomieniem, bo będąc w prawdziwym ogniu, nikt nie jest w stanie prowadzić dyskusji. Również, zwilżenie języka, o które prosi bogacz, nie wydaje się w jakikolwiek sposób złagodzić cierpień płonącego człowieka. Wiadro wody – to już prędzej!

lazarus_rich_man3

Kiedy natomiast myślimy o zwilżeniu języka? Kiedy… zaschnie nam nieco w ustach! Bogacz wiedział, że „ma problem”, bał się czegoś! Był zdenerwowany, i zaschło mu z tego zdenerwowania w ustach! Niemniej nawet tego zwilżenia języka nie otrzymał… czyżby na tamtym świecie nawet takiego drobnego aktu miłosierdzia nie można by się spodziewać?

lazarus_rich_man2

Następnie dowiadujemy sie, że bogacz usiłuje przestrzec swoich braci na ziemi przed tym „miejscem męki”. Zastanówmy się mocno na chwilę. Stary Testament to księga pokaźnych rozmiarów, dlaczego zatem nie ma w nim ani słowa o istnieniu takiego miejsca?

Czy byłoby fair ze strony Boga, gdyby ludziom groziła kara po śmierci ale Biblia ani słowem by o tym nie wspominała? Widzę zatem, że Jezus nie mógł opowiadać rzeczywistej historii, lecz raczej odnosił się do podań i przesądów faryzejskich. Pamiętajmy, że celem przypowieści jest zwrócenie czyjejś uwagi na coś, nie wykład teologii systematycznej! Wspomnienie o podobnych wierzeniach, łącznie z wymienionym „łonem Abrahama”, można znaleźć m.in. w apokryficznej 4 Księdze Machabejskiej 13:7.

Kolejna interesująca obserwacja – czy gdziekolwiek jest napisane, że bogacz był złym człowiekiem? Napisane jest jedynie, że jest bogaty. Same bogactwo nie jest złem; najbogatsza osoba na świecie to przecież Bóg…

A gdzie jest napisane, że Łazarz był dobrym człowiekiem? Jedyne, co wiemy o nim to to, że był biedny i schorowany!

Rysuje się nam zatem niedorzeczny obraz nieba i piekła, gdzie ludzie mają po prostu odwrotny los do ziemskiego, niezależnie od swoich moralnych wyborów. Nie widzisz, jakie to bezsensowne? Wszystko, co trzeba zrobić, by być zbawionym, jest… uczynić się biednym!

Tworzenie teologii na podstawie tej przypowieści jest absurdem! A tak naprawdę, tworzenie teologii na podstawie jakiejkolwiek przypowieści jest absurdem! W przypowieściach bowiem nie chodzi o szczegóły, a o puentę! Najlepszym ich współczesnym odpowiednikiem są… dowcipy!W przypadku dowcipów o Jasiu, czy ktoś się będzie zastanawiał, jak Jasiu ma nazwisko i w jakim mieście mieszka? I czy w ogóle istniał? Czy w dowcipach o tym, jak ktoś umarł i stanął przed świętym Piotrem, zastanawiać się również będziemy nad realizmem tych sytuacji?

Nie! Ważna jest puenta i w przeważającej większości dowcipów, ich szczegóły, nazwiska, miejsca itp. są zupełnie nieistotne.

Są jednak wyjątki od tej reguły. Popatrz na ten – średnio śmieszny – dowcip:

Jasio do taty:
– Tato, jak dorosnę to zostanę premierem!
– Jasiu, żeby zostać premierem to trzeba rosnąć, rosnąć, rosnąć. Może najpierw zostań prezydentem?

Cytuję go w 2014 roku i niemal każdy Polak, słysząc go, ma konkretne nazwisko na myśli. Nikt jednak nie zastanawia się nad nazwiskiem Jasia czy też tym, czy dana sytuacja miała miejsce w poniedziałek czy we wtorek. Jeżeli teraz, kiedy to czytasz, jest rok 2020, jest bardzo możliwe, że nawet nie wiesz, o kim ten dowcip był. I będzie ci bardzo trudno rozsądzić, które osoby w tym dowcipie są „znaczące”, a które nie. I myślę, że dokładnie taka sama sytuacja ma miejsce w przypadku omawianej przypowieści o bogaczu i Łazarzu.

Myślę, że w przypowieści tej ukryte jest też kilka bardzo interesujących analogii.

Weźmy osobę Łazarza. Po cóż Jezus mówi nam jego imię? To wydaje się zupełnie nieznaczącym szczegółem, tym bardziej iż imienia bogacza nie dowiadujemy się nigdy. Pomyślmy – czy to imię nie wydaje się znane też z innego miejsca w Biblii? Oczywiście, w Ewangelii Jana znajduje się historia wskrzeszenia Łazarza z martwych? Co napisałem? Wskrzeszenia z martwych?

Czy nie do tej historii odnosi się Jezus w Łk 19:31, mówiąc: „Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą”?

Ilu ludzi powstało z martwych? Baaardzo niewielu! Czy przypadkiem może być, że imię Łazarza pojawia się tylko w dwóch miejscach w Biblii, i za każdym razem w kontekście jest powstanie z martwych i że jest to jedyna przypowieść Jezusa, w której jest użyte imię własne?

Jestem przekonany, że Jezus mówił użył przykładu tego samego Łazarza, którego wskrzesił z martwych. Być może była to też dla Niego sprawa, w której się bardzo emocjonalnie zaangażował, jako że Łazarz był Jego przyjacielem (J 11:11) – i być może nareszcie zrozumiałem wyjaśnienie słynnego, najkrótszego wersetu w Biblii:

I zapłakał Jezus (J 11:35)

Może płakał nie dlatego, że Łazarz zmarł, ale na wspomnienie jego smutnego życia? Może rzeczywiście Łazarz żył i umierał w okrutnych warunkach?

Pozostała druga osoba dramatu – bogacz. Troszkę za dużo szczegółów jest na jego temat, bym uwierzył, że to byle jaki bogacz. Po pierwsze, ubierał się w bisior. Są znane co najmniej dwa rodzaje bisioru, jeden z nich przykładowo wytwarzany jest z małży morskich; jedno jest pewne – to droga rzecz. A gdy poszukamy w Biblii słowa „bisior”, najwięcej znajdziemy go w Księdze Wyjścia.

Zrobili także tuniki tkane z bisioru dla Aarona i jego synów, oraz tiarę z bisioru, mitry z bisioru i lniane spodnie z bisioru kręconego, oraz pas z bisioru kręconego, z fioletowej i czerwonej purpury, z karmazynu, wielobarwnie wyszywany, jak Pan nakazał Mojżeszowi. (Wj 39:27-29)

O czym tu mowa? O szatach arcykapłana! A kto był wówczas arcykapłanem? Kajfasz! I tak się = „przypadkowo” składa, że bezpośrednio po wskrzeszeniu Łazarza, kiedy to tłumy ludzi zaczynają wierzyć w Jezusa, Kajfasz pierwszy wychodzi z propozycją zabicia Go (J 11:49). Kiedy zaś zajrzymy do opisów historyka I wieku, Józefa Flawiusza, dowiadujemy się, że… Kajfasz miał pięciu braci !!! A co mówił bogacz? „Mam bowiem pięciu braci: niech ich przestrzeże, żeby i oni nie przyszli na to miejsce męki”...

Jeszcze jeden zastanawiający fakt: porównaj ostatnie słowa przypowieści i bogaczu i Łazarzu:

Odpowiedział mu: Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą (Łk 16:31)

ze słowami Jezusa z Ewangelii Jana – tej samej, gdzie występuje historia wskrzeszenia Łazarza:

„Gdybyście jednak uwierzyli Mojżeszowi, to byście i Mnie uwierzyli. O Mnie bowiem on pisał. Jeżeli jednak jego pismom nie wierzycie, jakżeż moim słowom będziecie wierzyli? ” (J 5:46-47)

Sens ten sam – jeżeli ktoś naprawdę uwierzył temu, co mówi Stary Testament, uwierzyłby i w Jezusa!

I takie było przesłanie tej przypowieści! Zastanawianie się nad tym, czy wydarzenia w niej opisywane naprawdę miały miejsce są równie sensowne, jak rozważania nad historią o Czerwonym Kapturku! Tylko dlatego, że wspomina się o nim często, nie znaczy, że rzeczywiście istniał! A raczej – istniała.

. Jeżeli zatem fragment ten wywoływał w tobie – jak kiedyś we mnie – strach – możesz odetchnąć z ulgą! Gdyby Bóg chciał cię ostrzec przed grożącą za coś karą, zrobiłby to dosłownie, bez posługiwania się przypowieścią która z logicznego punktu widzenia nie mogłaby się wydarzyć! Przypowieść o bogaczu i Łazarzu przede wszystkim obnażała hipokryzję bogatych i wysoko postawionych! A to, że Jezus użył zupełnie nieprawdopodobnego opisu sytuacji po śmierci? Szokujące i dziwne historie pamięta się lepiej! Poza tym groteskowość całej sceny dodatkowo rozwiewa wszelkie wątpliwości, że nie wydarzyła się nigdy!

Jeżeli też tak uważasz, religia nazwie cię heretykiem, stwierdzi, iż przeinaczasz albo wręcz znieważasz słowa samego Boga! Że nie słuchasz tego, co Jezus mówił! Religia tak musi mówić; bez grożenia piekłem większość kościołów byłaby pusta i rzeka pieniędzy przestałaby płynąć! Nie myl słów religii ze słowami Boga; nie myl manipulacji teologów z Biblią! Końcowe przesłanie Biblii jest jasne: Jezus zwyciężył świat, pojednał wszystkich z Bogiem, a jedyną rzeczą, która z tego świata przetrwa w nieskończoność jest miłość!

Ostatnia edycja: 29 stycznia 2018

Piekło (2/2) – czy to jest biblijne?

W ostatnich latach nie pisze się tyle o piekle, co kiedyś, niemniej wcale nie dlatego, że temat ten zniknął ze świadomości ludzkiej. Dowód? Podam za „Wprost” (http://www.wprost.pl/ar/182304/W-co-wierza-Polacy/), iż 65% Polaków wierzy w istnienie piekła. „Wprost” nie pisze jednak, ilu z tych ludzi ma absolutnie niezmąconą pewność, że się tam nie znajdzie, ale opierając się na dyskusjach z ludźmi jestem pewien, że liczba ta byłaby dziesięcio-, a może i stukrotnie mniejsza.

W poprzednim artykule wykazałem, ile logicznych niespójności zawiera doktryna piekła, jednak logika nie może przesądzać o istnieniu piekła, gdyż po pierwsze nikt z nas nie potrafi używać wyłącznie absolutnie bezstronnych argumentów w logicznym rozumowaniu; po drugie – teoretycznie rzecz biorąc, jeśli Bóg objawiłby coś, co sprzeczne jest z naszą logiką, wciąż powinniśmy to akceptować. To, że czegoś nie rozumiemy, nie musi wcale oznaczać, że jest to nieprawdą. Przyjrzyjmy się zatem, co Biblia mówi na temat „piekła”.

Bez owijania w bawełnę – uważam, że Biblia o piekle nie pisze absolutnie nic, ale sumiennie przedstawię fragmenty, które do piekła są odnoszone. Nie zajmę się bynajmniej wszystkimi, gdyż ludzka pomysłowość jest na tyle duża, że trudno znaleźć kartę Biblii, na której ktoś nie odnalazłby odniesienia do piekła, ale postaram się temat omówić rzetelnie..

Możesz się obruszyć po przeczytaniu powyższych słów – gdyż widzisz w Biblii słowo „piekło”, a ja utrzymuję, że Biblia nic o piekle nie pisze. Zacznę zatem od… terminologii.

Odniosę się troszkę do języków oryginalnych, w których nie jestem bynajmniej ekspertem, jednak zaraz zobaczysz, że ekspertem tutaj być wcale nie trzeba, aby zrozumieć, o czym pisali autorzy Biblii.

Pisząc „piekło” będę miał – naśladując to, co głosi większość Kościołów – na myśli miejsce/stan, w którym nie zbawieni umarli znajdują się po śmierci lub po Sądzie Ostatecznym, i w którym pozostaną tam na wieczność. Nie interesuje nas w tej chwili kiedy/jak się tam znajdą, ważne jest, że jest to stan wieczny. Mniejsza też o to, czy dosłownie smażą się tam w ogniu lub przechodzą przez inne tortury czy też piekło jest to stan oddalenia od Boga. Zajmiemy się tylko tą częścią definicji piekła, która wspólna jest dla wszystkich Kościołów – czyli piekło to coś, co:

1.  jest karą, dotyczącą ludzi niezbawionych

2. nie ma końca.

Wyraz „piekło” występuje w polskiej Biblii – w zależności od tłumaczenia od 25 do 40 razy, jednak powstają tłumaczenia, które tego słowa już nie mają. Wiele też wydań w innych językach nie używa żadnych odpowiedników „piekła” (np. New American Bible z 1970 r.)  i wierzę, że kiedyś wyraz ten zniknie z Biblii zupełnie… bo tak naprawdę go tam nie ma i powstał w wyobraźni tłumaczy.

Spójrzmy na wszystkie wyrazy tłumaczone na język polski jako piekło, i nie zajmie nam to dużo czasu.

1. Szeol / hades

Wyrazem często tłumaczonym jako „piekło” jest „szeol” (w Starym Testamencie ) i „hades” (w Nowym). Są one równoważne; bowiem kiedy autorzy NT cytują ST z wyrazem szeol, używają terminu „hades” – np. Ps 16:10 – Dz 2:31).

Nie jest to bardzo popularny termin, 64 przypadki wystąpienia „szeol” i 11 „hades” to, patrząc na objętość Biblii, niewiele. Termin „Pan” występuje przykładowo około 8000 razy, „ziemia” i „miasto” – po 1000 razy.

Co ciekawe, Biblia nigdzie nie definiuje terminu „szeol”. Kiedy znajdziemy i poczytamy w konkordancji wszystkie wersety, w których on występuje, widzimy, że jest to miejsce, do którego „idą” umarli. Napisałem „idą” w cudzysłowiu, bo w jaki sposób się tam znajdują, też nie jest nigdzie wyjaśnione. Idą tam wszyscy, niezależnie od tego, czy należeli do swojego zachowania na ziemi, niezależnie, czy należeli do Narodu Wybranego, czy nie.

Czyli – iść do szeolu = umrzeć.

Zacytuję wspomniany wyżej Dz 2:31:

widział przyszłość i przepowiedział zmartwychwstanie Mesjasza, że ani nie pozostanie w Otchłani (oryg. hades), ani ciało Jego nie ulegnie rozkładowi.

 

Jeżeli odnosi się to do Chrystusa –  i On był w „hadesie”,a ponieważ nie był grzesznikiem, hades nie może być zatem karą za grzechy, i nie pasuje do naszej definicji piekła!

Zresztą niemal wszystkie nowsze wydania Biblii, również te katolickie, tłumaczą już hades jako otchłań – nie, jak wcześniej – piekło. Czyżby i największy z istniejących Kościołów zaczął się wycofywać?

Krótko mówiąc – szeol/hades nie może być piekłem, gdyż nie spełnia już wyżej wymienionego punktu pierwszego jego definicji.

A co z punktem drugim? Czy pobyt w piekle – hadesie – szeolu – nie ma końca?

Cytowany wyżej Dz 2:31 pokazuje, że pobyt w otchłani nie jest nieskończony. Nie tyczy się to tylko Jezusa, bo pierwotny autor tych słów – Dawid – mówił przede wszystkim o sobie. Jeśli Bóg nie zostawi czyjejś duszy w hadesie, nie jest to miejse wieczne. Warunek z punktu drugiego definicji również nie jest spełniony.

Jakkolwiek zwolennicy piekła by tego nie chcieli, szeol nie może oznaczać piekła w dzisiejszym, „chrześcijańskim”, tego słowa znaczeniu.

Pójdźmy krok dalej – jako, że nie ma żadnej definicji „szeolu”, pojawia się pytanie, czy to jest w ogóle miejsce, czy może po prostu stan śmierci? To już jednak tylko możemy gdybać, jeśli mamy opierac się wyłącznie na Biblii, gdyż, jak już wspominałem, niczego ona w tej kwestii nie definiuje.

Jedynym fragmentem, który wyłamuje się z tego opisu szeolu, jest przypowieść o bogaczu i żebraku, ale – jak wykazuję w artykule „Bogacz i Łazarz – wędrówka do piekła?” – jest to alegoria. „Łono Abrahama”, do którego odnosił się Jezus, nie oznacza przecież siedzenia u Abrahama na kolanach 🙂

devil_hell

2. Gehenna

Ten dziwny wyraz jest przede wszystkim „używany w teologicznych dyskusjach o piekle. W najpopularniejszych polskich przekładach – Tysiąclatce i Biblii Warszawskiej – gehenna tłumaczona jest jako piekło.

Wyraz „gehenna” pochodzi od nazwy miejsca Gehinnom – co oznacza Dolinę Syna Chinnoma. Jest to jedna z dwóch dolin obok Jerozolimy. W Starym Testamencie można znaleźć odniesienia do tego miejsca w 2 Krn 28:3 i 33:6 oraz w Jer 7:31 i 19:2-6. Dowiadujemy się z nich, że w miejscu tym dokonywano bałwochwalczych ofiar na ludziach – konkretnie, spalano tam dzieci w ofierze bożkom: Molochowi, Baalowi i innym. Z tego powodu miejsce uważane to było za przeklęte.

Powszechnie uważa się, że w późniejszym okresie palono tam śmieci, i ogień był tam obecny non stop, ale kiedy szukałem rzetelnych źródeł tej informacji… nie znalazłem żadnych.

Niewątpliwie wyraz „Gehenna” ma coś wspólnego z tym miejsce, ale nie jest do końca jasne, co współczesny Chrystusowi człowiek myślał, kiedy wyraz ten słyszał. Kiedy większość Polaków słyszy nazwę miasta „Sopot”, na myśl przychodzą morze i słynne sopockie molo, kiedy zaś ktoś powie „byłem z Zakopanem” wiem od razu, że nie po to, by opalać się na plaży. Gdy współcześni Chrystusowi słyszeli o gehennie również ich umysły musiały kojarzyć od razu pewne rzeczy, ale ponad wszelką wątpliwość nie jesteśmy stwierdzić, jakie.

„Gehenna” jest używana kilkukrotnie w Biblii, jednak nigdzie nie znajdziemy jej definicji i wszystkich możliwych przykładów odnoszenia się do niej. Wyraz ten wszedł do potocznego języka, choć nie sposób się dowiedzieć, jak był na codzień używany, bo występuje Nowym Testamencie jedynie 12 razy, w dodatku w 11 przypadkach używane są w identycznym kontekście.

Zajrzyjmy do Biblii.

Gehenna 11 razy w Ewangeliach synoptycznych i jeden raz w Liście Jakuba, przy czym w tym ostatnim przypadku użycie jest wyraźnie metaforyczne:

Język jest wśród wszystkich naszych członków tym, co bezcześci całe ciało i sam trawiony ogniem piekielnym [Gehenny] rozpala krąg życia. (Jakuba 3:6b)

Kontekst mówi o bluźnierczej mowie – nie ma ani słowa i życiu pozagrobowym. Zostaje nam zatem 11 fragmentów, w których wyraz gehenna jest użyty. We wszystkich występuje on w tym samym kontekście.

Ewangelia Marka 9:43-48
Jeśli twoja ręka jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie ułomnym wejść do życia wiecznego, niż z dwiema rękami pójść do piekła w ogień nieugaszony.
I jeśli twoja noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie, chromym wejść do życia, niż z dwiema nogami być wrzuconym do piekła.
Jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je; lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do królestwa Bożego, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła, gdzie robak ich nie umiera i ogień nie gaśnie.

Kiedyś czytałem ten tekst mnóstwo razy… i powodował u mnie lęk… dzisiaj natomiast wiem, że wtedy tak naprawdę nie miałem najmniejszego pojęcia, co w nim jest napisane; widziałem jedynie jego kościelną interpretację która mi została od kołyski wbita do głowy.

Gdybym zdołał wtedy uruchomić krytyczne myślenie, powinienem poczynić kilka interesujących obserwacji. Takich jak:

Sprawy opisane w tym fragmencie dotyczą ludzi żywych, nie umarłych.

Jakkolwiek nieprawdopodobne może się to wydać, odpowiedz na pytanie – kiedy powinniśmy sobie odciąć ręce, by uniknąć piekła?

Teraz, czy po śmierci?

Przecież, jeżeli odetnę sobie rękę tutaj, to, gdy umrę, w momencie „sądu” albo będę bezkształtnym duchem (jak wierza niektórzy), albo zmartwychwstanę z nowym ciałem i obiema rękami. Czy jeżeli ktoś w wypadku straci ręce i nogi, w „życiu wiecznym” też będzie pozbawiony kończyn?

No tak, ale przecież „życie wieczne” lub „Królestwo Boże” nie dotyczą spraw na ziemi, czyż nie?

Pamiętajmy, że rozważamy tekst napisano tysiące lat temu, w zupełnie obcych nam reliach, w nieużywanej od wielu wieków odmianie języka greckiego. Wydaje nam się, że rozumiemy doskonale, co oznacza termin „życie wieczne” ale nie dlatego, że sami doszliśmy do tego studiowaniem tekstów biblijnych, tylko… nauczono nas tego w kościele. Tylko dlatego, że religia podaje te rzeczy „do wierzenia”, nie musi to oznaczać, iż jest to prawda. O Królestwie Bożym więcej napisane jest w artykule Królestwo Boże – jak je odziedziczyć?

Zwróćmy też uwagę na jedną ciekawą konstrukcję –  omawiany fragment Ewangelii Marka to jeden pomysł, rozwinięty trzykrotnie, z użyciem częściowo różnych słów.

Ten sam termin mamy podany na trzy różne sposoby, co powinno pomóc w jego lepszym rozumieniu:

 Życie wieczne (1) oznacza Królestwo Boże (2) i oznacza życie (3)

ogień nieugaszony (1) oznacza piekło(Gehenna) (2) i oznacza miejsce, gdzie robak nie umiera (3)

Życie wieczne w naszym języku oznacza życie bez końca, ale wśród biblistów wyraz aionios, tłumaczony tu jako „wieczny”, jest powodem ogromnych sporów. W Nowym Testamencie i w Wulgacie (greckim, starożytnym tłumaczeniu Starego Testamentu) tłumaczony jest przeróżnie, przykładowo jako „dawny”, „stary” (Psalm 77:6; Przysłów 22:28). Coś nie tak, by ten sam wyraz raz tłumaczyć jako „stary”, a kiedy indziej „wieczny”, czyż nie? Tłumaczenie aionios jako wieczny wydaje się przykładowo dziwne w Hbr 6:2 – co to znaczy wieczny sąd? Bóg będzie kogoś sądził bez końca? Albo Mk 3:29 – wieczny grzech? Ktoś zamierza popełniać jakiś grzech w nieskończoność?

Widać bezspornie, że przynajmniej w niektórych przypadkach, aionios bez wątpienia nie oznacza „wieczny”, a więc wybranie go do omawianego fragmentu było interpretacją tłumaczy!

Czy poprawną?

Dosłownie aionios pochodzi od aion – wiek, pewien okres czasu. Aionios dosłownie oznacza „odnoszący się do wieków” lub „trwający wiek/wieki”. W anglojęzycznej literaturze często spotykałem się z następującym stwierdzeniem – niemożliwe jest, aby wyraz „aionios” mógł oznaczać coś nieskończonego, skoro aion oznacza coś skończonego – wiek, okres czasu.

W języku angielskim ciężko to sobie wyobrazić, mało wspólnego mają wyrazy „eternal” i „age” – ale po polsku? Wieczny i wiek! Oczywiście istnieje zbyt wiele różnic między językiem greckim I wieku i polskim XXI wieku aby szukanie podobieństw w konstrukcjach językowych stanowiło twardym dowodem na cokolwiek, niemniej lingwiści wiedzą że większość tego typu zestawień jest analogiczna w wielu językach, nawet zupełnie od siebie różnych.

Nigdzie w Biblii nie ma słowa, które można przetłumaczyć bez żadnych wątpliwości jako „wieczny” w sensie „bez końca”.

Kiedyś byłem przekonany, że znaczenie wieczności ma powiedzenie „gdzie robak nie umiera„. W umysłach wyszkolonych przez religię powstaje obraz wiecznie płonącego robaka, który cierpiąc, nie umiera; albo robaka zjadającego przez nieskończoność nasze ciało… I znajdziesz takie wyjaśnienie nawet w popularnych komentarzach biblijnych! Tymczasem sprawa jest banalna; aby ją zrozumieć, wszystko, co musisz zrobić, to zajrzeć w inne miejsce Biblii:

A gdy wyjdą, ujrzą trupy ludzi, którzy się zbuntowali przeciwko Mnie: bo robak ich nie zginie, i nie zagaśnie ich ogień, i będą oni odrazą dla wszelkiej istoty żyjącej. (Iz 66:24)

O kim tu mowa? O trupach! W Księdze Izajasza znajduje się bardzo wyraźna analogia do omawianego fragmentu z Mk  9! Mamy i ogień nie gasnący, i robaka, który nie ginie. Ciała ludzi zostaną zniszczone! Nie ma mowy o torturach!

Niełatwo zrozumieć dosłownie zwrot „ich robak nie umiera”, ale chodzi o to, że ludzie umrą, a ich ciała zgniją do końca, robaki dokończą dzieła i nie ustaną, aż wszystko nie zginie.

Nie wydaje się to wszystko banalnie proste, zgodzę się! Tekst ten pisany był 2000 lat temu, pojęcia w tamtej kulturze językowej mogą być dzisiaj niezrozumiałe nawet przez językoznawców, ale kontekst pokazuje ponad wszelką wątpliwość, że nie chodzi tutaj o żywych ludzi – ani na tym, ani na „tamtym” świecie – i ich cierpienia! Mowa o ludzkich zwłokach!

O czym jednak Jezus mówił w tym fragmencie? I co to w ogóle jest gehenna?

Do jego zrozumienia niezbędne będzie uświadomienie sobie ogromnej wagi tego, co napiszę w następnym akapicie.

W 70 roku naszej ery dokonała się niewyobrażalna rzeź ludzi. Rzymianie oblegli i zaatakowali Jerozolimę. Według współczesnego tamtym czasom historyka Józefa Flawiusza, zginęło wówczas milion sto tysięcy Żydów. Zmasakrowaniu mieszkańców towarzyszyło spalenie miasta. Nowy Testament zawiera wiele ostrzeżeń przed tym wydarzeniem, jednak religia wypacza ich sens i interpretuje je jako zapowiedzi wiecznych tortur w piekle.

(Tacyt podawał, że zginęło 600 tysięcy Żydów, wiele nowszych źródeł podawało jeszcze o wiele mniejsze liczby, niemniej bez wątpienia była to hekatomba nie mająca współcześnie podobnych).

Na ziemię przychodzi Jezus, dobry pasterz, który dba o każdą pojedynczą owieczkę… A tu zbliża się wydarzenie, w których tych owieczek mogą zginąć setki tysięcy.

Jezus zapowiada coś porównywalnego w historii Izraela być może tylko do holokaustu.

Tyle, że od holokaustu oddalonego niemal 2 tysiące lat.

Zaprawdę, powiadam wam: Nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie. (Mt 24:34)

Wiele sekt musiało się zmierzyć z tym tekstem, gdy obliczali swoje daty końca świata, zakładając, że to o nim Jezus to mówi.

Cóż oznacza wyraz „:pokolenie”? W zależności od tego, co przyjmiemy, możemy dojść do różnych wniosków. Może „pokolenie” oznacza Izrael? Może chrześcijan, Kościół?

Na ogół w Biblii najprostsze wyjaśnienie jest prawdziwe. Grecki wyraz oznaczający pokolenie – genea – występuje w Nowym Testamencie 43 razy i zawsze odnosi się do zwykłego pokolenia ludzi – jak np. tu:

Tak więc w całości od Abrahama do Dawida jest czternaście pokoleń (Mt 1:17)

Ciekawostka – z prostych obliczeń Biblijnych dat (zainteresowanych odeślę do źródeł), wynika że Biblijne pokolenie ma 44-45 lat.

A zatem co najmniej niektóre z rzeczy, o których Jezus mówił, miały spełnić się w ciągu następnych 45 lat. I spełniły się – w 70 roku. Wtedy do Rzymianie wtargnęli do Jerozolimy, spaliwszy ją wraz z mieszkańcami w… ogniu nieugaszonym

GEHENNA

TO

SPALENIE

JEROZOLIMY

Wydaje się to naciągane? Piekło naciągane jest o wiele bardziej.

Jeśli Mk 9:43-48 mówi naprawdę o piekle jako miejscu wiecznej męki po śmierci, istnieją tylko 2 realne alternatywy zbawienia – albo bezgrzeszność albo stopniowe pozbawianie się różnych organów.

Dlaczego bezgrzeszność? A dlatego, że we fragmentach, gdzie mowa o gehennie, normy moralne zdają się być absurdalnie podniesione a kary niewspółmierne do przewienień – do tego stopnia, że trzeba być chyba wolnym od najmniejszych przewinień, bo za byle co czeka… piekło… Spójrz na fragment z Kazania na Górze:

A Ja wam powiadam: Każdy, kto gniewa się na swego brata, będzie winien sądu. A kto powie swemu bratu: głupcze, będzie winien Najwyższej Rady. A kto powie: bezbożniku, będzie winien piekła ognistego. (Mt 5:22, BP)

Nie wiem, jak ty, ale mnie nie raz zdarzło się nazwać kogoś bezbożnikiem! Czyli idę do piekła – i choćbym żył świętym zyciem przez 80 lat, nic tego nie zmieni! Do takich to idiotyzmów doprowadza wyrywanie wersetów z kontekstu.

Jeśli ręka jest dla ciebie powodem do grzechu, lepiej ją odetnij… czy KTOKOLWIEK, KIEDYKOLWIEK, słyszał, aby nawet najwięksi religjijni fanatycy (i nie używam tego wyrazu pejoratywnie) coś takiego robili?

Ilu z ponad 2 miliardów ludzi, którzy się obecnie podają za chrześcijan, odcięło sobie kończyny lub wyłupało oczy?

Obawiam się, że ani jeden. O tym raczej pisałyby gazety.

Czy więc nikt nie zważa na słowa Jezusa?

Ja wierzę w autentyczność słów Jezusa w Biblii. Czemu zatem sobie nie odciąłem ręki? Po prostu nie wierzę, że Jezus tego od kogokolwiek chciał. Dzięki temu nie osiągnie się bezgrzeszności. Czy wyłupanie oka zagwarantuje mi czystość myśli? Będę miał drugie oko. Wyłupię oba? Zostanie mi wyobraźnia. A mózgu sobie nie wyłupię.

Niezależnie od tego, jak tłumaczy ten fragment przeważająca większość Kościołów, nie możemy go odczytywać dosłownie, bo dochodzimy do wielu absurdów!

Bardzo trudno zmienić sposób odczytywania jakiegoś fragmentu Biblii, jeżeli widziało się go w jakiś konkretny sposób przez wiele lat. I wiem to z własnego, bolesnego doświdczenia. Apeluję jednak – poszukaj w tym wszystkim logiki. Religia każe ci wierzyć i indoktrynuje cię od dziecka. Skoro wszyscy w coś wierzą, jak można to kwestionować?

A skoro miliardy much lubią lizać odchody, też powinniśmy to robić?

Gehenna odnosi się do mającej niedługo nastąpić zagładzie Żydów i główną misją Jezusa było przestrzeganie Izraela przed nią. Izrael jednak nie uwierzył, i niemal w całości zginął podczas oblężęnia Jerozolimy.

A zatem…

Co Biblia mówi na temat piekła?

Nic. Mówi o hadesie/szeolu, który jest po prostu grobem wszystkich zmarłych; i mówi o gehennie, która jest wydarzeniem historycznym.

Gdyby piekło było prawdziwe, byłaby to niewątpliwie najbardziej przerażająca rzeczywistość, jaką sobie możemy wyobrazić. Dziwię się chrześcijanom wierzącym w istnienie piekła, że nie biegają nieustannie po szpitalach, hospicjach, i nie błagają ludzi, by uwierzyli, bo jak nie, to czeka ich wieczność w ogniu.

Dziwiłbym się też apostołowi Pawłowi. On był „Apostołem Pogan”, czyli – naszym (a na pewno moim). Jest autorem połowy ksiąg Nowego Testamentu… i nigdzie nie widzę, by gdziekolwiek wspominał o piekle. Nie widzę nawet, by namawiał odbiorców swoich Listów do ewangelizacji wszystkich ludzi. Nie pisał, byśmy pomyśleli o naszych niezbawionych dzieciach/współmałżonkach/rodzicach i modlili się o nich i agitowali ich, by „oddali swe życie Jezusowi”.

Strach przed tym, co stanie się z nami po śmierci, jest w Nowym Testamencie zupełnie nieobecny!

Biblię uważam za genialną księgę, nie mającą sobie równej, ale im więcej ją studiuję, tym bardziej się zdumiewam – jednak nie tylko nad jej geniuszem, ale także nad przewrotnością rodzaju ludzkiego, który wymyślił tak pokrętną jej interpretację, że Dobra Nowina zamieniona jest Nowinę Pełną Lęku, i wciąż, ogromna większość chrześcijan przyjmuję ją bezkrytycznie!

Uwolnienie umysłu z tego systemu nie jest bynajmniej proste – i często trwa lata, aż naprawdę przestaniesz się bać religjijnych bzdur. Ale warto! Odmieni to sposób, w jaki widzisz Boga i zmieni się twoje życie, tak jak zmieniło się moje. Nie będziesz musiał się więcej zastanawiać, dlaczego miłosierny Bóg stworzył tak potworną karę jak piekło – bo nikt jej nie stworzył, poza chorą wyobraźnią przywódców religijnych!!!

Ostatnia edycja – 17 grudnia 2020