Jeżeli znasz choć kilka artykułów z tego bloga wiesz, że z jednej strony uważam, iż Biblia jest praktycznie doskonale zachowana i z każdej jej strony możemy wynieść tony pożytecznej nauki, z drugiej jednak – jej pierwotnymi adresatami nie jesteśmy my, przez co zrozumienie jej treści najczęściej nie jest absolutnie prostym zdaniem. Oprócz oczywistych przeszkód – jak chociażby przepaści kulturowej lub języka – istnieje jeszcze bardzo istotna kwestia teologiczna.
Teologowie wymyślili termin „dyspensacjonalizm”. Ma on różne odmiany, z grubsza jednak chodzi w nim o to, że historia ludzkości podzielona jest na różne „dyspensacje” – okresy czasu w których Bóg miał inne przesłanie dla ludzi i obowiązywały inne zasady „podobania się Bogu”. Wyznawcy dyspensacjonalizmu zapewne oburzyliby się na taką definicję, niemniej myślę, że trafnie go ona podsumowuje.
Dyspenascjonalizm jest bardzo logiczny. Stosujemy go przykładowo przy wychowywaniu dzieci. Nikt nie weźmie 2-latka na piwo, nie skoczy na bungee w noworodkiem ani też nie będzie z 5-latkiem dyskutował o wyższosci lewicowej opcji politycznej. Na podobnych przesłankach opiera się dyspensacjonalizm – stopniowo Bóg objawiał ludziom coraz więcej, i coraz innych rzeczy od nich wymagał. Np. podczas dyspensacji Prawa Mojżeszowego od ludzi przede wszystkim wymagane było posłuszeństwo, a podczas obecnej dyspensacji łaski – wymagana jest wiara.
No tak, ale gdzie zatem w Biblii szukać „szczytu” objawienia? Gdzie możemy znaleźć przesłanie skierowane głównie dla nas?
W Nowym Testamencie! – pada odpowiedź, zarówno bardzo powszechna, jak i bardzo błędna.
Mało znanym jest faktem, iż Jezus głosił Królestwo Boże wyłącznie Żydom, i tak samo czynili apostołowie przez kilka lat od Jego wniebowstąpienia. Więcej na te tematy piszę tutaj. Dopiero Apostoł Paweł rozpoczął misję głoszenia Dobrej Nowiny nie-Żydom, ale nie była to ta sama Dobra Nowina, którą otrzymali wcześniej Żydzi. Sam Paweł napisał tak:
(…) zgodnie z Ewangelią i moim głoszeniem Jezusa Chrystusa, zgodnie z objawioną tajemnicą, dla dawnych wieków ukrytą, teraz jednak ujawnioną (…) (Rz 16 25b-26a)
W Listach apostoła Pawła nie znajdziemy nigdy przesłania „Nawracajcie się, bo przybliżyło się Królestwo Boże”.
Paweł przędsiębrał liczne podróże w trakcie których głosił narodom Chrystusa. Narody te najczęściej nigdy nie słyszały o Chrystusie. Podczas trwającej dzisiaj ery informacji, gdy zdarzało mi się denerwować, bo wiadomość tekstowa z jednego kraju do drugiego szła aż 30 sekund, trudno nam to zrozumieć, ale wieści z miasta do miasta podróżowały wtedy tygodniami, czasem miesiącami, a ukrzyżywowanie i śmierć żydowskiego nauczyciela nie była bynajmniej wiadomością priorytetową.
A Biblia?
Stary Testament, owszem, był spisany i zakończony od stuleci, ale znany był wyłącznie Żydom. Ewangelie były dopiero podczas pisania i redagowania, a przypomnijmy, druku wówczas też nie było. Kopiowali teksty Biblijne najczęściej mnisi, ale bynajmniej nie kserokopiarkami – przepisanie jednej księgi trwało nierzadko miesiące i kosztowało krocie.
Ten przydługi (choć arcyciekawy, musicie przyznać 🙂 ) wstęp ma tylko jeden cel: wykazanie, iż całość niezbędnej ludziom nauki o Bogu musi znajdować się w Listach Pawła. I chociaż większość z Jego Listów jest odpowiedziami na konkretne problemy, niektóre z nich zawierają skrót całości jego nauk, jakby „przypomnienie”, czym jest Ewangelia – Dobra Nowina – w takiej formie, jaką otrzymał bezpośrednio od Jezusa Chrystusa; czym jest nauka koronująca historię zbawienia ludzkości.
Ciekawa sprawa – jeżeli porównamy teologię różnych Kościołów do tematyki Listów Pawła (podkreślam – do Listów Pawła, nie zaś ich kościelnych, często całkowicie sprzecznych z logiką i resztą Biblii, interpretacji), ze zdumieniem zauważymy, iż mnóstwo rzeczy, które dzisiaj są numerem jeden podczas wielu kazań… w Listach zupełnie nie występują. I odwrotnie, tematy poruszane przez Pawła wielokrotnie są przez religię zupełnie pomijane.
Jednym z tematów, obecnych w wielu kościołach co niedziela, a w Listach Pawła nigdy, jest… piekło. Jest to zresztą jednym z najczęściej używanych przez przeciwników idei istnienia piekła argumentów – apostoł Paweł nigdy nie używa żadnego ze słów tłumaczonych w popularnych Bibliach jako „piekło”.
To, że nie używa tego słowa, odpowiadają nieugięcie zwolennicy wiecznej smażalni ryb – nie znaczy, że o piekle w ogóle nie mówi!
I każda rozmowa tego typu zawsze zawiera odwołanie do wersetu z Drugiego Listu Apostoła Pawła do Tesaloniczan, rozdział pierwszy, werset 9. Przeczytajmy go bardzo uważnie, wraz z poprzedzającym kontekstem:
Bo przecież jest rzeczą słuszną u Boga odpłacić uciskiem tym, którzy was uciskają, a wam, uciśnionym, dać ulgę wraz z nami, gdy z nieba objawi się Pan Jezus z aniołami swojej potęgi w płomienistym ogniu, wymierzając karę tym, którzy Boga nie uznają i nie są posłuszni Ewangelii Pana naszego Jezusa. Jako karę poniosą oni wieczną zagładę [z dala] od oblicza Pańskiego i od potężnego majestatu Jego (2 Tes 1:6b-9)
Jeżeli nie widzicie w nim piekła, to bardzo szczerze, i najzupełniej poważnie, gratuluję! Wiele lat mi zeszło aż sam przestałem go tam widywać, albowiem indoktrynacja kościelna siedzi w umyśle bardzo głęboko.
Biblia jednak, na całe szczęście, pozostaje spójna. Byłoby nadzwyczaj dziwne gdyby Paweł w tym jednym, jedynym fragmencie głosił ideę strasznej, wiecznej męki, w dodatku traktując to jako… pociechę dla słuchaczy.
„Nie przejmujcie się tym, że ludzie was uciskają i nastają na wasze życie”, mówi – zdaniem religii – Paweł – „kiedy Pan Jezus się objawi, wrzuci ich do piekła gdzie będą się wiecznie smażyć”.
Niestety, nie wyobrażam sobie zbrodni, którą ktoś mógłby popełnić, aby mu życzyć wiecznych tortur! Jakoś zupełnie nie pasuje mi to do „nadstawiania drugiego policzka”, „zwycieżania zła dobrem” lub – przede wszystkim – przykazania miłości.
Ale mniejsza o moje przekonania i logiczne myślenie, wszak mamy patrzeć na to, co jest napisane w Biblii. No więc spójrzmy.
Uprzedzam, nie jest to łatwy werset. Byłby łatwiejszy, gdybyśmy nie mieli w głowie automatycznie skojarzenia „wieczna zagłada” = „smażenie dusz w piekle”. A przeważająca większość z nas takie skojarzenie ma, przecież zarówno Kościoły katolickie jak i protestanckie tego nauczają. Co gorsza jednak w wersecie tym spotykamy liczne problemy tłumaczeniowe. Celem tego artykułu nie jest jednak ostateczne wyjaśnienie znaczenia każdego słowa, a jedynie wykazanie, iż tradycyjne tłumaczenie obarczone jest wieloma problemami – zbyt wieloma, aby je móc zaakceptować.
Całość mojej analizy oparta jest na dwóch arcyciekawych faktach. Pięc tysięcy ton na milimetr kwadratowy – może to zobrazuje nacisk, jaki chciałbym na tych dwóch faktach położyć.
UWAGA!
FAKT 1
Słowa „z dala” są dodane. Tłumacze i redaktorzy Biblii Tysiąclecia byli na tyle mili, iż dali nam znać o tym fakcie używając nawiasów kwadratowych, ale niemal wszystkie inne tłumaczenia (a sprawdziłem pokaźną ich liczbę, polsko- i angielskojęzycznych) je dodają nie informując czytelnika o tym.
Dlaczego wszystkie tłumaczenia czują się zmuszone dodać te słowa? Czy naprawdę nie ma ani w języku polskim, ani w angielskim, wyrażenia tłumaczącego w sposób zrozumiały grekę w tym wersecie?
FAKT 2
Identyczne greckie słowa, przetłumaczone w 2 Tes 1:9 jako „z dala od oblicza Pańskiego”, znajdujemy w następującym fragmencie Dziejów Apotolskich:
Pokutujcie więc i nawróćcie się, aby grzechy wasze zostały zgładzone, aby nadeszły od Pana dni ochłody, aby też posłał wam zapowiedzianego Mesjasza, Jezusa, (Dz 3:19-20)
Moment… nigdy gdzie są użyte te same słowa? W tym tłumaczeniu nie widać żadnego podobieństwa. Zajrzyjmy więc do archaicznego, ale przez większość Biblistów uważanego za najbardziej dosłownego, tłumaczenia – Biblii Gdańskiej z 1632 roku:
Gdyby przyszły czasy ochłody od obliczności Pańskiej, a posłałby onego, który wam opowiedziany jest, Jezusa Chrystusa. (Dz 3:20, BG)
Którzy pomstę odniosą, wieczne zatracenie od obliczności Pańskiej i od chwały mocy jego. (2 Tes 1:9, BG)
Idąc logiką tłumaczy Biblii Tysiąclecia, powinniśmy przetłumaczyć Dz 3:20 „gdyby przyszły czasy ochłody [z dala] od obliczności Pańskiej.
(Zauważmy , iż Biblia Gdańska nie dodaje słowa „z dala” – być może opinia wielu, iż jest to najlepsze polskie tłumaczenie, nie jest pozbawiona sensu!)
Widzimy jasno, iż „od oblicza Pańskiego” nie może znaczyć żadnego „oddalenia”, ani – jak chcieliby niektórzy – nieobecności (że niby w piekle nie ma Boga). Niemniej „wieczne zatracenie z dala od Boga” bardzo pasowało do teologii, więc dodano to „przemocą wręcz narzucające się słowo”.
Grecki przyimek użyty tam, „apo”, pokrywa się dość mocno znaczeniem z polskim przyimkiem „od”. Nie będę tu przynudzał przykładami, napiszę tylko, iż owszem, może onaczać „od” w takim sensie jak chciałaby tego religia, gdyby występował z czasownikiem jasno wyrażającym oddzielenie, przykładowo w Obj 6:16 „ukryj nas przed/od (apo) twarzą tego, który siedzi na tronie”. Jeśli takiego czasownika nie ma, „od” oznacza po prostu kierunek, jak w Mt 2:1 „mędrcy przyszli ze (apo) wschodu”.
Jaki z tego wszystkiego wniosek? Pozornie niewiele znaczący, otóż „wieczna zagłada” nie będzie mieć miejsca „z dala od oblicza Pańskiego”, ale będzie wręcz z niego wychodziła, pochodziła, cokolwiek to by miało oznaczać.
Dodanie przez tłumaczy jakiegoś słowa może albo oznaczać, że za bardzo nie rozumieją znaczenia tekstu i dodali do niego coś usprawiedliwiało najbardziej prawdopodobny ich zdaniem pomysł; albo najbardziej oczywiste znaczenie zupełnie nie pasowało do ich teologii.
Myślę, że oba powody są tutaj prawdziwe.
No tak, powiesz, ale jaka różnica, czy wieczna zagłada „będzie sie działa z dala od oblicza Pana” czy „wyjdzie od obliczna Pana”? Wciąż to przecież… brzmi jak piekło?
Spójrzmy na ten werset analitycznie.
Tłumacznie słowo w słowo z języka greckiego
którzy – sprawiedliwość – odcierpią – zniszczenia – wiecznego – od – obecności – Pana – i -od – chwały – moccy – jego
A skąd ten wyraz „sprawiedliwość”? Otóż oryginalne słowa „diken/dike” występują w Biblii tylko trzy razy; to nieco mało aby móc przeprowadzić dogłębne studium. Słowniki mówią jednak, iż podstawowym znaczeniem tego słowa jest „sprawiedliwość”. Wyraz „tino” – „odcierpieć” – tu nasza wiedza jest jeszcze bardziej ograniczona jako że jest to jedyny przykład użycia tego słowa w Biblii.
Krótko mówiąc, nie możemy mieć do końca pewności, czy należałoby tutaj napisać „odcierpią karę”, „doświadczą sprawiedliwości” czy może… coś zupełnie innego.
Ten werset… zdecydowanie do najłatwiejszych nie należy!
No tak, ale niezależnie od tego, jak te dwa słowa przetłumaczymy, kluczową dla nas tutaj kwestią jest – co oznacza „zniszczenie wieczne„?
„Zniszczenie” – olethros – występuje również niewiele razy w Biblii, tylko cztery, i słowniki na ogół łączą znaczenie tego słowa ze śmiercią fizyczną.
Natomiast słowo „wiecznego”…
jestem tematem na wielką książkę.
„Wieczny” – po grecku „aionios” – występuje w Nowym Testamencie aż 71 razy. W Starym Testamencie (czego dowodzi jego greckie tłumaczenie Septuaginta) odpowiada mu wyraz „olam„, który występuje już ponad 400 razy.
Bardzo bogaty materiał do studiowania! I… wciąż niełatwy. Powodem jest inne pojmowanie czasu w starożytności i inny sposób mówienia o trwaniu zdarzeń.
Dzisiaj jesteśmy do bólu konkretni. Coś trwało rok, 2 godziny, 5 nanosekund. Coś wydarzy się jutro punkt siódma, lub za 230 dni. Wtedy bardzo rzadko używało się podobnych stwierdzeń. Wydarzenia odnoszono do innych wydarzeń. Pamiętam taką scenę z filmu Krokodyl Dundee, gdy bohater jest pytany o wiek. Odpowiada, że nie wie, i na ponowne pytanie, czy nigdy nie pytał, kiedy się urodził, odpowiada, że pytał.
– I co ci powiedziano?
– Powiedziano mi, że urodziłem się… letnią porą.
Tam akurat w kontekście była społeczność Aborygenów, chodzi mi tylko o ukazanie, że ta nasza obsesyjna wręcz szczegółowość w określaniu czasu odbywania się wydarzeń i jego trwania nie jest wcale własciwa wszystkim kulturom.
Wróćmy do naszego słowa „aionios/olam„ – wieczny. Naprawdę jest to niesamowie obszerny temat, także w największym skrócie wymienię tylko 2 ciekawe fakty:
– pojęcie to może bez cienia wątpliwości nie oznaczać czegoś wiecznego (por. Kapłańska 24:8, Powtórzonego Prawa 33:15, Jeremiasza 25:12, Hebrajczyków 6:2) w Nowym Testamencie często występuje w wyrażeniu „życie wieczne”, jednak definicja „życia wiecznego” jest podana tylko raz, i nie ma nic wspólnego z długością trwania:
A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa. (J 17:3)
Jeżeli wydaje ci się, że ten artykuł robi się już przydługi i wcale jeszcze nie dochodzi do sedna sprawy, informuję, iż omówienie choćby pobieżne tego terminu wymagałoby tekstu o wielokrotnie większej objętości niż to, co dotychczas napisałem! Już jednak analiza dwóch powyższych faktów może niewątpliwie wykazać, iż „wieczna zagłada” może nie tylko nie mieć nic wspólnego z piekłem w tradycyjnym jego ujęciu, ale w ogóle z wiecznością.
Spójrzmy jeszcze na moment do Listu Judy:
Jak Sodoma i Gomora i w ich sąsiedztwie /położone/ miasta – w podobny sposób jak one oddawszy się rozpuście i pożądaniu cudzego ciała – stanowią przykład przez to, że ponoszą karę wiecznego ognia. (judy 1:7)
Sodoma i Gomora zostały spalone, ich mieszkańcy zginęli, i… tyle. Niemniej Biblia nazywa to wydarzenie „wiecznym ogniem”.
Osobiście uważam, iż wszystkie odniesienia do „wiecznej kary” i „wiecznego ognia” odnoszą się do wydarzenia tutaj, na ziemi, za ziemskiego życia, skutkującym zwykłą, fizyczną śmiercią i nie mają nigdy odniesienia do jakiejkolwiek kary po śmierci.
Popatrzy na jeden z ulubionych fragmentów zwolenników piekła:
Jeśli twoja ręka jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie ułomnym wejść do życia wiecznego, niż z dwiema rękami pójść do piekła w ogień nieugaszony. I jeśli twoja noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie, chromym wejść do życia, niż z dwiema nogami być wrzuconym do piekła. Jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je; lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do królestwa Bożego, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła, gdzie robak ich nie umiera i ogień nie gaśnie. Mk 9:43-48
Życie wieczne… piekło… ogień nieugaszony… czyż można zaprzeczyć temu, iż Jezus przestrzega tutaj przed tym, co się stanie z grzesznikiem po śmierci?
Otóż jak najbardziej można. W myśl świetnej zasady „najlepiej tłumaczy się Biblię samą Biblią”, przyjrzyjmy się zwrotowi z wersetu 48: „robak ich nie umiera i ogień nie gaśnie”. Każdy religijnie zaprawiony umysł widzi tu duszyczkę smażącą się w piekle, albo jedzoną przez dosłowne robaki, ale przez „robaka” własnego nieczystego sumienia.
Tymczasem zwrot ten jest niemalże cytatem z Księgi Izajasza:
A gdy wyjdą, ujrzą trupy ludzi, którzy się zbuntowali przeciwko Mnie: bo robak ich nie zginie, i nie zagaśnie ich ogień, i będą oni odrazą dla wszelkiej istoty żyjącej. (Iz 66:24)
Jest tu mowa o trupach ludzi! Nie o nieśmiertelnych duszach, nie o cierpiących ludziach! Ludzie zginęli i ich ciała były palone i jedzone przez robaki – nie chodziło tu o wieczne trwanie czegokolwiek, ale o permanentny skutek czynności – nic nie powstrzyma robaka, nikt nie zgasi ognia, kara za grzech się wykonała, ludzie zginęli i ciała ich szczezną!
Jestem w stanie wykazać na podstawie analizy bardzo wielu wersetów z Nowego Testamentu, iż „wieczny ogień” odnosi się do aktualnego wydarzenia które miało miejsce w roku 70 – zdobycia Jerozolimy przez rzymską armię, zburzenie i spalenie całego miasta i hekatombę wszystkich mieszkańców (według różnych źródeł zginęło wtedy od kilkuset tysięcy do ponad miliona ludzi).
Ostrzeżenie przed tym wydarzeniem to jedna z centralnych misji Jezusa na ziemi. Popatrzmy:
W tym samym czasie przyszli niektórzy i donieśli Mu o Galilejczykach, których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar. Jezus im odpowiedział: Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, że to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. (Łukasza 13:1-3)
Jezus bynajmniej nie mówi, że jeśli się nawrócą, to będą się smażyć w piekle. Mówi bez wątpienia o zwykłej ziemskiej śmierci.
Skoro ujrzycie Jerozolimę otoczoną przez wojska, wtedy wiedzcie, że jej spustoszenie jest bliskie. (Łukasza 21:20)
I znów – jest to temat, którego choćby pobieżne omówienie zajęłoby wiele stron tekstu. Artykuł, który teraz czytasz, nie pretenduje w żadnej mierze do wyczerpania tematu. Nie ma też na celu obronę jakiegoś konkretnego poglądu. Owszem, uważam, iż „ogień wieczny” to spalenie Jerozolimy w roku 70, ale nie będę się upierać przy swoim – możliwe, że nie mam racji. Głównym celem tego artykułu jest zachęta do porzucenia utartych wyjaśnień podanych na tacy przez religię. 2 Tesaloniczan 1:9 nie może mówić o wiecznym piekle, bo wyjaśnienie takie przeczy zarówno Listom Pawła jak i całej Biblii, co jednak najważniejsze – przeczy naturze Boga. Czy Bóg nakazał nam miłować nieprzyjaciół i czynić dobrze tym, którzy nas prześladują tylko po to, by samemu smażyć większą część ludzkości w ogniu?
Czy zastanawiasz się czasami, jak można być szczęśliwym „w niebie” wiedząc, że ludzie, których kochamy, cierpią katusze?
Tutaj normalny rodzic od zmysłów odchodzi gdy gorączka dziecka przekroczy 40 stopni i wciąż rośnie… mam uwierzyć, że będę w stanie z rozleniwionym uśmiechem leżeć na chmurce wiedząc, że moi bliscy płoną w ogniu?
Religia powie ci tutaj, że my tego nie rozumiemy, że jesteśmy ograniczeni, że Boża sprawiedliwość jest niepojęta.
Bzdury. Biblia używa ludzkiego języka. Sprawiedliwość, miłość, dobro i zło, te słowa są w Biblii nie dlatego, że oznaczają coś zupełnie innego, niż w naszym potocznym języku.
W 2 Liście do Tesaloniczan 1 Paweł nie skupia się na karze za grzechy, skupia się na prześladowanych, udręczonych adresatach Listu. Zapewnia ich, że wkrótce nastanie sprawiedliwość a ich dręczyciele znikną z ich życia. Nie przez wieczność – ale przez resztę ziemskiego życia.
* * *
Jednym z najbardziej przełomowych odkryć, które zmieniły sposób, w jaki czytam Biblię, było uświadomienie sobie, iż jest w niej bardzo, bardzo niewiele na temat życia pozagrobowego.
W Starym Testamencie na palcach można policzyć fragmenty, które bez cienia wątpliwości odnoszą się do tego, co po śmierci.
Oczywiście religia nie mogła tego ścierpieć i wymyśliła swoje futurystyczne interpretacje mnóstwa fragmentów, i kiedy prorok woła „zmieńcie swoje serca, bo czeka was śmierć z rąk wroga” na kazaniu usłyszymy „uwierzcie w Jezusa, bo czeka was wieczne umieranie w otchłani piekielnej”. Religia na ogół opiera się na pieniądzach, pieniądze na frekwencji w niedzielę, a frekwencja rośnie proporcjonalnie do poziomu straszenia piekłem.
Ogień, zniszczenie, sąd – te terminy w Starym Testamencie zawsze – naprawdę, bez wyjątku – odnoszą się do losów człowieka na ziemi – wojen i śmierci – i wbrew powszechnie panującej dzisiaj opcji teologicznej – nic się nie zmienia w Nowym Testamencie! Byłoby dziwne, gdyby się zmieniło! Ci sami ludzie, którzy czytali Stary Testament, spisywali i Nowy, odnosząc się do Starego 700 razy! Na Izraelem wisiała groźba sądu nieporównywalnego z jakimkolwiek wcześniej – wspomnianej już hekatomby w Jerozolimie – i nic dziwnego, że Jezus, a później apostołowie i uczniowie – przestrzegali przed nim!
Kiedyś myślałem, że niemal każda strona Nowego Testamentu opowiada o naszym losie po śmierci. Dzisiaj przychodzi mi tak naprawdę tylko jeden fragment, który na pewno o nim mówi – 15. rodział I Listu do Koryntian.
Może się w tym wszystkim mylę? Może nie? Nieważne. Ważne jest to, czy artykuł ten pobudził cię do zakwestionowania tego, co uczą cię w kościele – być może mają rację, być może nie, ale zdecydowanie lepiej jest posiadać jakieś inne argumenty w obronie swoich przekonań niż tylko „bo taka jest wiara ojców”!
Swietny artykul:-) Ja nie wierze w pieklo i tyle…:-)
Dobry wieczór !
Z mojej strony duże uznanie za bardzo ciekawy artykuł i jak najbardziej podzielam Twoje zrozumienie.
Chciałabym jednak podzielić się czymś na co ja zwróciłam uwagę pewien czas temu – innym znaczeniem hebrajskiego słowa עוֹלָם – olam, liczba mnoga to עולמות – olamot
To prawda , że w Starym testamencie termin ten jest tłumaczony na wieczny, ale pozwoliłam sobie zajrzeć do Nowego Testamentu w języku hebrajskim (nie wkleję linku ponieważ komentarze z linkami są odrzucane jako spam) ale można wpisać w wyszukiwarce – Sar shalome bible.
Podam kilka przykładów :
Hebrajczyków 1 : 2 : hath at the end of these days spoken unto us in his Son, whom he appointed heir of all things, through whom also he made the WORLDS ; – הָעוֹלָמוֹת ha ’ olamot
Hebrajczyków 2 : 5 : For not unto angels did he subject the WORLD ( הָעוֹלָם)
to come, whereof we speak.
Hebrajczyków 11 : 3 : By faith we understand that the WORLDS (הָעוֹלָמוֹת)
have been framed by the word of God, so that what is seen hath not been made out of things which appear.
Galacjan 1 : 4 : who gave himself for our sins, that he might deliver us out of this present evil WORLD ( הָעוֹלָם) , according to the will of our God and Father.
Ewangelia Jana 18 : 36 gdzie Jezus mówi , że Jego Królestwo nie jest z tego הָעוֹלָם – swiata .
Jeżeli chcielibyśmy przetłumaczyć np. Stwórca świata / wszechświata , w jezyku hebrajskim powiemy :
בורא עולם – bore / – a olam.
Na zakończenie jako ciekawostkę napiszę , że w modlitewnikach żydowskich mamy bardzo znaną modlitwę – pozwolę umieścić kawałek tekstu :
בָּרוּךְ אַתָּה ה’ אֱ-לֹהֵינוּ, מֶלֶךְ הָעוֹלָם
Barukh ata Adonai Eloheinu, melekh ha`olam…
Tłumaczenie jakie znalazłam wygląda tak :
Blessed are You, LORD our God, King of the UNIVERSE …
Dziękuję i pozdrawiam.
Ciekawe! Czyżby istniał związek między wszechświatem a wiecznością w umysłach ludzi piszących Stary Testament? Chciałbym choć troszkę znać hebrajski by w ogóle móc mieć swoje zdanie 🙂 Dziękuję bardzo za wpis!
Zastanawiałam się gdzie umieścić swój wpis , ponieważ w innych artykułach również pisałeś / wspominałeś o piekle , ale pomyślałam , że napiszę tutaj ponieważ jest to jeden z Twoich nowszych artykułów 🙂
Ku mojemu zaskoczeniu znalazłam różne ciekawe wypowiedzi teologów którzy nie podzielają wiary w piekło – wieczne męki / tortury i chciałabym podzielić się tymi komentarzami na tym blogu 🙂
Arcybiskup William Temple napisał:
„Jedno możemy orzec z całą pewnością: Wieczne katusze są wykluczone. Ludzie zapożyczyli grecką, niebiblijną naukę o nieśmiertelności duszy. Z tym uprzedzeniem w umysłach czytają Nowy Testament. Bez tego na podstawie samego Nowego Testamentu dowiedzieliby się o wiecznym zniszczeniu, zamiast o wiecznej męce. To ogień nazwany jest aionian [wiecznym], a nie wrzucone weń życie.”
William Temple, Christian Faith and Life, New York, MacMillan, 1931, s. 81; cyt. w: Seventh-day Adventists Believe… A Biblical Exposition of 27 Fundamental Doctrines, Washington, D.C.: Ministerial Association of SDA, 1988, s. 371-372.
Dr Samuele Bacchiocchi zauważa:
„Zastanawia czy wiara w piekło, jako miejsce, gdzie Bóg będzie w nieskończoność męczył grzeszników w ogniu i siarce nie zainspirowała Inkwizycji, aby więzić, torturować i palić na stosie tzw. 'heretyków’, którzy nie chcieli przyjąć nauk oficjalnego kościoła.”
Samuele Bacchiocchi, Immortality of Resurrection? Berrien Springs, Michigan: Biblical Perspectives, 1998, s. 236.
Teolog John Stott napisał:
„Ogień zwany jest 'wiecznym’ i 'nieugaszonym’, ale byłoby dziwne, gdyby to co w niego wrzucono okazało się niezniszczalne. Oczekiwalibyśmy czegoś innego, a mianowicie zniszczenia na wieki, zamiast męczenia przez wieki. Dym, który „unosi się w górę na wieki wieków” (Ap.14:11; 19:3) dowodzi, że ogień wykonał swe dzieło.”
John Stott, David L. Edwards, Essentials, Downers Grove, Illinois: InterVarsity Press, 1988, s. 316.
I tutaj jeszcze moja uwaga – skoro wielu teologów twierdzi , że to tzw. nieśmiertelna dusza będzie wiecznie płonąć , to moje pytanie brzmi :
JAK COŚ NIEMATERIALNEGO MOŻE PŁONĄĆ W LITERALNYM OGNIU?
POZA TYM OGIEŃ NIE MOŻE TRWAĆ NA ZAWSZE – WIECZNIE JEŚLI NIE MA CO SPALAĆ 🙂
Pozwolę jeszcze umieścić kilka wypowiedzi księdza Wacława Hryniewicza :
Ewangelia, Dobra Nowina, daje niezwykłe świadectwo o nieskończonej miłości i dobroci Boga. (…) Ewangelia nie straszy ludzi wiecznym piekłem, aby w ten sposób nakłonić ich do zmiany życia. To my uczyniliśmy z niej groźną nowinę o sądzie i potępieniu na wieki (s. 14).
Wacław Hryniewicz (z książki Abym nie utracił nikogo… W kręgu eschatologii nadziei)
Kto mówiąc o piekle puszcza wodze sadystycznej wyobraźni, ten znieważa Boga czyniąc Go sprawcą katuszy i cierpienia. Teksty natchnione ludzką nienawiścią do potępionych często ukazywały terrorystyczne wręcz oblicze Boga. Ich celem było wzbudzenie lęku w człowieku, odstraszenie od grzechu i nakłonienie go do poprawy życia. Uważano, iż jest to strach święty, służący zbawieniu i chwale Boga. Moralność tego rodzaju opiera się na zewnętrznych sankcjach i lęku przed karą piekła (s. 202).
Wacław Hryniewicz – Dramat nadziei zbawienia: Medytacje eschatologiczne
Niebo i piekło są przede wszystkim stanem duchowym, a nie konkretnym miejscem w zaświatach (s. 196).
Wacław Hryniewicz – Nadzieja woła głośniej niż lęk. Eseje wokół nauczania Jezusa historycznego
Nie potrafię wyobrazić sobie radości w wierze, gdyby w piekle mieli cierpieć na wieki ludzie – owa augustyńska „massa damnata” – czy choćby tylko część ludzi. Strach pomyśleć, po co w ogóle rodzą się dzieci, których losem miałaby być wieczna zguba. I mają być szczęśliwi w niebie ojcowie i matki, których dziecko podzieliłoby ten los? To samo dotyczy sióstr i braci, mężów i żon… Oczywiście teologowie wymyślili pokrętne odpowiedzi na takie pytania. Infernaliści są na nie odporni (s. 281).
Wacław Hryniewicz – Nadzieja woła głośniej niż lęk. Eseje wokół nauczania Jezusa historycznego
Nie jestem od obrony dogmatów i oficjalnych doktryn. Cenię je, kiedy tchnie z nich mądrość Ewangelii. Dostrzegam potrzebę ich rewizji, kiedy kłócą się z głębokimi intuicjami innych wyznań chrześcijańskich i odczuciami ludzi myślących. Teologię poszukującą można tworzyć jedynie w poczuciu wewnętrznej wolności, w formie propozycji i zachęty do osobistego myślenia. Twórcza wyobraźnia i śmiałe myślenie są zbyt mało doceniane w Kościele i w teologii. Często odnosi się wrażenie, że teologia jest jak twierdza obronna, której niepodobna zdobyć, w której można się co najwyżej zamknąć i bronić do upadłego. Nie jestem zwolennikiem takiej teologii. Jest ona sprzeczna z chrześcijańską nadzieją. Zbyt łatwo przeobraża się w ideologię (s. 19).
Wacław Hryniewicz – Dlaczego głoszę nadzieję?
Wszystkie Kościoły opowiadały się w swojej doktrynie za wiecznością piekła. Uważały się za wyłącznego pośrednika i przekaziciela łaski zbawienia. Relacja współzależności we wspólnocie wierzących sprzyja z jednej strony tradycyjnej doktrynie o wieczności piekła, z drugiej natomiast umacnia jeszcze bardziej tę zależność. Dualistyczna eschatologia dawała Kościołom w ciągu wieków skuteczne narzędzie kontroli i władzy nad ludzkimi sumieniami. Wszelkie odchylenia w dziedzinie doktryny narażały na groźbę ekskomuniki, czyli wyłączenia z sakramentalnej wspólnoty Kościoła jako depozytariusza zbawienia i „kluczy Królestwa Niebios” (Mt 16,19). Wierzono, że człowiek ekskomunikowany nie ma szansy na zbawienie tak długo, dopóki trwa w stanie nieposłuszeństwa względem Kościoła i jego nauki. Wierność nagradzano obietnicą zbawienia. Nie należy zapominać, że przez wiele wieków ludzie nie mieli bezpośredniego kontaktu z Pismem Świętym, dostępnym na Zachodzie jedynie w przekładzie łacińskim (Vulgata). Musieli poprzestawać na tym, co słyszeli w kościołach. Nikt nie mówił im, że w Biblii są teksty dające nadzieję na ostateczne pojednanie wszystkich z Bogiem. Ich świadomość religijną kształtował lęk przed potępieniem, skłaniający do posłuszeństwa Kościołowi.
Niewielu wierzących stać było na samodzielne myślenie (s. 50).
Wacław Hryniewicz – Abym nie utracił nikogo… W kręgu eschatologii nadziei
Nadzieja powszechnego zbawienia jest wyzwaniem dla zwolenników doktryny wiecznego potępienia, którzy czynią wiele, aby przedstawiać ją mimo wszystko jako przesłanie zgodne z Dobrą Nowiną (Ewangelią!) Chrystusa. W rzeczywistości jest to zła nowina, przeciwko której buntuje się wielu myślących ludzi. Wierzą oni w Boga miłującego i ocalającego zagubionych. Doktryna ucząca o Bogu, który nie chce, lub nie może, ocalić wszystkich i dopuszcza wieczną mękę skłoniła wielu ludzi do odejścia od wiary chrześcijańskiej w stronę ateizmu, satanizmu i nihilizmu. Stała się przyczyną wielu duchowych tragedii życiowych (s. 16-17).
Wacław Hryniewicz – Abym nie utracił nikogo… W kręgu eschatologii nadziei
Świadomy chrześcijanin powinien być człowiekiem zdolnym do samodzielnego i krytycznego myślenia. Czy ma zadowolić się jedynie powtarzaniem tradycyjnych formuł doktrynalnych? Instytucjonalna postać duchowości i doktrynalnej wierności staje często na przeszkodzie indywidualnemu poszukiwaniu prawdy o Bogu, człowieku i świecie. Kościoły chrześcijańskie nie są skłonne zachęcać do takiego poszukiwania. Wolą mieć wierzących, którzy nie stawiają trudnych i niewygodnych pytań. Niewielu odważa się wkroczyć na tę drogę, którą ośmielali się iść w ciągu wieków nieustraszeni poszukiwacze prawdy o ostatecznych losach ludzkości i świata. W odniesieniu do swoich uczniów narodzonych „z wody i Ducha” (J 3,5) Jezus posłużył się odważną analogią z wiatrem: „Wiatr wieje, gdzie chce, i słyszysz jego szum, ale nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd odchodzi. Tak jest z każdym, kto się narodził z Ducha” (J 3,8) [s. 269].
Wacław Hryniewicz – Abym nie utracił nikogo… W kręgu eschatologii nadziei
Już socynianie (…) wykazywali, iż jest absurdem, by Bóg był zagniewany na wieki i karał skończone grzechy stworzeń nieskończonymi karami. Jaka miałaby z tego wynikać chwała Boża? (s. 112).
Wacław Hryniewicz – Bóg wszystkim we wszystkich. Ku eschatologii bez dualizmu
-A zwątpień Ksiądz nie miał ?
– Ot, ciekawscy ! A owszem, zdarzają się też chwile zwątpienia. Nie jestem w tym osamotniony: każdy miewa przecież czasem coś z depresji czy pewnego rodzaju załamania. Wówczas sprawy duchowe stają się dalekie, jakby nierealne. Człowiek jest skłonny do koncentracji na sobie. Wtedy wewnętrznie się kurczy, jak gdyby w ogóle nie było w nim miejsca na coś innego i większego niż to małe ludzkie życie. Nie odżegnuję się od tego rodzaju doświadczeń. One nieraz przychodzą, zwłaszcza kiedy jestem wyczerpany lub przygnieciony. Wtedy jest tak, jak gdyby słońce kryło się za chmurami. Ale przecież chmury nie zniszczą słońca – one odejdą, a słońce zostanie. Ciemność nie zabija, choć może boleć. I powraca to zwyczajne, codzienne doświadczenie Boga, które domaga się ustawicznego odkrywania Go na nowo i niepogrążania się w przyzwyczajeniu.
Jak widać, pewnego rodzaju wątpienie nie jest mi obce. Nigdy jednak nie przeżywałem wielkiego odejścia, nie traciłem wiary w Boga. Trzeba zresztą rozróżniać między zwątpieniem w samo istnienie Boga a zwątpieniem w jakiś określony Jego obraz. Wątpię w Boga, który byłby nieczuły, niezdolny do współcierpienia, surowy i nieprzejednany wobec słabych i grzesznych ludzi. Taki Bóg budzi moje wątpliwości. Nie umiem w Niego uwierzyć.
Wacław Hryniewicz – Nad przepaściami wiary
Moja osobista refleksja : W taki obraz Boga ja również nie potrafię uwierzyć i już dawno przestałam wierzyć w tak okrutne dla mnie wyobrażenie – i tu moje pytanie: Kim w takim razie byli : Hitler , Stalin , Neron którzy męczyli ludzi dla jakiegoś (urojonego) powodu przez (relatywnie) krótki okres czasu?
Dziękuję za wytrwałość w czytaniu 🙂
Dziękuję za niesamowicie interesujący i odkrywczy wpis! Tak mnie zaskoczyły „herezje” księdza Hryniewicza, że aż musiałem poszukać, czy wciąż jest księdzem, i okazało się że jest, i bardzo mnie to ucieszyło, bo za to, co pisze, kilkaset lat by pewnie spłonął na stosie, kilkadziesiąt lat temu automatycznie dostał zakaz publicznych wypowiedzi; dzisiaj natomiast tylko „Fronda” po nim jedzie 🙂 Wiele z cytowanych przez Ciebie jego tekstów to niemal wierna kopia moich przemyśleń sprzed lat!
Pytasz „kim byli Neron… Hitler…” itp, nie jestem pewien, czy rozumiem pytanie. Myślę, że byli ludźmi takimi jak każdy z nas 🙂 Jakkolwiek wierzę, że jesteśmy istotami duchowymi, chwilowo w ciele, tutaj jednak rządzi nami biochemia. Wystarczy drobny brak równowagi neuroprzekaźników i już możemy być niezdolni do odczuwania współczucia. Uważam, że większość dyktatorów to psychopaci wskutek albo traumatycznego dzieciństwa, albo problemów neurologicznych. Psychopatów takich jest niemało, ale więszość kończy szybko w więzieniu albo szpitalu psychiatrycznym; jeden na tysiąc zaś – albo sto tysięcy – jest na tyle sprytny, że potrafi pociągnąć za sobą miliony. Wierzę że zdrowy człowiek nie jest w stanie do czegoś takiego – ale do zdrowia potrzebujemy i zdrowych genów i środowiska – o co nigdy nie było łatwo i każda epoka ma swoje wyzwania.
Stawiając pytanie : Kim byli Hitler , Stalin , Neron ? – i tu przypuszczam , że większość osób jak nie wszyscy , bez wahania odpowie: psychopatami , sadystami , zwyrodnialcami, itp. miałam na myśli / chciałam pobudzić czytelników do odpowiedzi na kolejne pytanie którego celowo nie umieściłam….. , bo skoro bez ogródek wypowiadamy się o kimś kto wyrządził tyle zła / okropności „tylko” przez jakiś okres czasu , to kim w takim razie jest Bóg który wg nauczania wielu kościołów będzie CAŁĄ WIECZNOŚĆ męczył w ogniu czy też dawał przyzwolenie na WIECZNE męki?
Dla mnie osobiście już sama nauka o mękach w piekle – nie mówiąc już o WIECZNYCH….. czyni z Boga osobę niemiłosierną lubuiącą się w zadawaniu cierpień i taki obraz Boga jak najbardziej kłóci się z moim wyobrażeniem i nie potrafiłabym polubić – nie mówiąc już o tym żeby potrafić pokochać kogoś takiego.
Nieraz byłam atakowana , że jak śmię porównywać Boga do ludzi , może bardziej czyny ludzkie do czynów Bożych….. , ale pozostawię to bez komentarza ponieważ i tu dyskusje mogą nie mieć końca….. ; inni wypowiadają się w taki sposób, że niektórym chrześcijanom trudna do zaakceptowania emocjonalnie jest kara wiecznych mąk i nie dostrzegają elementu wychowawczego w wiecznej karze !
I tu moje pytanie : Skoro kara ma być WIECZNA (nie ma możliwości żadnej zmiany… bo piekło murowane i koniec kropka !) , to o jakim elemencie wychowawczym może być tu mowa i kogo on dotyczy – ukaranego czy obserwatorów oglądających cierpienie grzeszników?
Pozwolę sobie jeszcze na cytat który był kiedyś dla mnie taką refleksją i ta refleksja towarzyszy mi przez cały czas:
„Nie potrzebujesz religii , aby być etycznym. Jeśli człowiek nie potrafi rozstrzygnąć czym jest dobro a czym jest zło , brakuje mu empatii , a nie religii”.
Piszesz : „Uważam, że większość dyktatorów to psychopaci wskutek albo traumatycznego dzieciństwa,……”.
Dlatego napiszę tu w taki sposób : Największą sztuką jest przejść przez piekło i nie stać się diablem.
Rozumiem , że piszesz o dyktatorach jako psychopatach….
Natomiast (nie zapominajmy proszę) jeżeli chodzi o problemy neurologiczne do których należą też m.in. padaczka , stwardnienie rozsiane , choroba Alzheimera , porażenie mózgowe itd. – celowo wymieniłam te cztery ponieważ wśród swoich bliskich , przyjaciół mam takie osoby które borykają się niestety z tymi chorobami a są cudownymi ludźmi , bardziej ludzkimi niż nie jeden wydawałoby się zdrowy człowiek , dlatego też nieprawidłowości w genach nie zawsze / nie koniecznie świadczą o tym , że tacy ludzie nie potrafią kochać…… , mają chore , nieczułe serca mimo iż czasem zachowanie tych osób wydaje nam się dziwne.
Dzisiaj niestety ale wielu ludzi boryka się z chorobami psychicznymi – jest tu natomiast taka różnica , że jedni są / mogą być groźni dla otoczenia i takich owszem trzeba izolować ; drudzy nie – a jednak są niestety bardzo często odrzucani przez społeczeństwo.
Nie dojrzałem podtekstu Twego pytania i tylko dosłownie
je przeczytałem 🙂 Informatycy mają dość często ten
problem – to taki jakby nabyty zespół Aspergera 🙂
Och, jak dobrze pamiętam podobne dialogi jakie kiedyś miałem z
innymi… jak śmiem porównywać Boga do ludzi… hehe, w Biblii stoi iż
jesteśmy stworzeni na Jego obraz!
Teologia głównego nurtu chrześcijaństwa kieruje się swoją pokręconą
logiką… „skoro Bóg jest wieczny, obraza Jego świętości również musi
się łączyć z wiecznymi konsekwencjami” ale to logika typu „jajka są
smaczne, więc wszystko inne co wypada z kury również” 🙂
Dziękuję za komentarz!
Pingback: Czy pójdę po śmierci do nieba? | Pewność Zbawienia
Pierwszy list do Koryntian 15:50 NBG
[50] A to mówię, bracia, że cielesna natura i krew nie może odziedziczyć Królestwa Boga; ani ruina nie odziedzicza niezniszczalności.
Brzmi to niepokojąco, a jest w tym rozdziale koryntian o którym pisales czyli dotyczy życia po śmierci…
Przepraszam za tyle pytan… To wszystko ze strachu/obawy …
To ja przepraszam za zwłokę w odpowiedziach! jestem tu po to, by odpowiadać albo wspólnie szukać odpowiedzi!
Po pierwsze, Królestwo Boże było obiecane wyłącznie Izraelowi, nie mnie czy Tobie, więc… to nie nasza sprawa 🙂 Po drugie, Królestwo Boże ma tyle wspólnego z życiem po śmierci, co podział ZSRR na Rosję i inne kraje. Miało ono być „zwykłym” państwem – tu, na ziemi, z tym, .
Nazywane było Boże – lub Niebios/Niebieski* jako że miało nie mieć króla, bo za króla mieli uznać Boga.
(nie)stety, i w czasach NT większość ludzi miała na tyle ograniczone myślenie, że nawet nie zastanawiali się, co się z nimi będzie działo po śmierci, i Biblia też niemal o tym nic nie wspomina.
Szerzej piszę o tym tu:
Królestwo Boże – jak je odziedziczyć?
*lub „niebieskie” w Mt, jako że żydzi unikali wyrazu 'Boży’, nie raz zastępując Boga Niebem, ale nawet to niebo, choćby było niebem, nie ma NIC wsólnego z życiem po śmierci, długo po napisaniu Biblii jacyś geniusze wpadli na to, że ludzie mogą iść po śmierci do jakiegoś nieba – niebo w Biblii – i nie tylko – z racji tego, że jest największym znanym wówczas ludzkości „przedmiotem”, było utożsamiane z mieszkaniem Boga, ale tylko Boga).