Dlaczego wierzysz w Boga?
Zastanawiasz się nad poprawną odpowiedzią? Ładnie by brzmiało „odpowiadam miłością na niezmierzoną miłość Bożą” albo „niewiara jest głupotą”, ale jeśli się głębiej zastanowisz i zechcesz podać odpowiedź szczerą, zamiast poprawnej, to bardzo prawdopodobne jest, że będzie ona brzmiała tak: bo chcę iść do nieba. Chcę być zbawiony.
W przekonaniu większości chrześcijan niewiara jest niemal pewnym biletem do piekła.
Przez pierwszą połowę mojego życia moja religijność była dość typowa dla mieszkańca Polski, i wierzyłem dość mocno w to, co głosiłem. Druga z „Głównych prawd wiary”, których mnie nauczono, brzmiała: „Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze”.
Ta druga część tego twierdzenia mnie przerażała, jako że miałem wyćwiczone przez religię sumienie, aby zło widzieć w niemal każdym swoim zachowaniu. Zacząłem kwestionować i inne dogmaty, i po pewnym czasie trafiłem do innego chrześcijańskiego wyznania religijnego.
Tam kładziono bardzo mocny nacisk na Biblię i – jednym z najczęściej cytowanych jej wersetów był następujący:
Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga (Efezjan 2:8)
Bardzo częstym tematem rozmów było to, że większa część chrześcijaństwa jest zwiedziona i myśli, że Bóg zbawia ludzi dzięki ich uczynkom, ale my wiemy lepiej, nam została objawiona prawda, iż dzieje się to przez wiarę.
Powinienem zatem odetchnąć z ulgą. Wcześniej bałem się, że Bóg mnie nie przyjmie do nieba, ale teraz już nie musiałem się obawiać, bo miałem wiarę.
Ulga była chwilowa.
Zacząłem analizować.
Po pierwsze, skąd wiadomo, że mam prawdziwą wiarę? Może się oszukuję? Często moim znajomi chrześcijanie potrafili kwestionować czyjąś wiarę tylko dlatego, że ktoś w jakiś widoczny sposób „grzeszył”. Wielu mówiło, iż prawdziwie wierząca osoba nie będzie na stałe uwiązana grzechem. Tutaj padały takie fragmenty jak „kto się z Boga narodził, nie grzeszy” (1 J 3:9), „ci, którzy te rzeczy czynią, Królestwa Bożego nie odziedziczą” (Gal 4:21) lub „wiara bez uczynków jest martwa” (Jk 2:26).
Po drugie – jestem zbawiony przez wiarę, ale co się stanie, jeśli wiarę utracę? Jeżeli wiara mnie zbawia, czyż jej brak mnie nie potępi? Co prawda większa część znanych mi chrześcijan wierzyłą w nieutracalność zbawienia („raz zbawiony, na zawsze zbawiony”), przytaczając przykładowo Ef 1:13 mówiący o tym że wierzący są „zapieczętowani Duchem Świętym”, to byli też jej przeciwnicy, również posiadający pewną ilość wersetów biblijnych na obronę swojej tezy (przykładowo Hbr 6:4-8).
Kiedy dokładniej zagłębiłem się w temacie wiary, okazało się nagle, że istnieje mnóstwo wzajemnie wykluczających się poglądów, i często wewnątrz jednego wyznania istniało kilka odmiennych nurtów teologicznych. Zawsze można wybrać sobie ten, który najbardziej będzie odpowiadał… ale czy myślącemu człowiekowi zapewni to pokój w sercu? Czy myśl „a co, jeśli się mylę”, nie będzie powracać? Wszak o wieczność tutaj chodzi!
Moje oczy zaczęły się otwierać, a przełom nastąpił wtedy, kiedy moja uwaga została zwrócona na jeden bardzo interesujący fakt.
Istnieje spora grupa ludzi w chrześijaństwie lubujących sie w osądzaniu innych, poddając w wątpliwość ich wiarę i bycie zbawionym. Jednym z najczęściej przytaczanych przez nich fragmentów jest 2 rozdział Listu Jakuba.
Wyżej cytowałem z tego Listu 2:26: „wiara bez uczynków jest martwa”. Najczęściej, gdy słyszałem ten werset, wstępował we mnie strach, nie zadałem sobie jednak trudu zajrzenia do Biblii i przeczytania szerszego kontekstu.
A w rozdziale tym znajdujemy następujące słowa:
Czy Abraham, ojciec nasz, nie z powodu uczynków został usprawiedliwiony, kiedy złożył syna Izaaka na ołtarzu ofiarnym? Widzisz, że wiara współdziała z jego uczynkami i przez uczynki stała się doskonała. (Jk 2:21-22).
O tym, że Abraham został usprawiedliwiony przez Boga, pierwszy raz czytamy w Rdz 15:6. Między tym wydarzeniem a historią z Izaakiem upłynęło około 20 lat. Czy zatem jeden dobry uczynek przez 20 lat wystarczy, abyśmy mieli udowodnioną wiarę? Mogłem się osobiście wykazać o wiele lepszymi liczbami! Sporo znanych mi chrześcijan twierdziło jednak, oczywiście „na podstawie Biblii”, że dobre uczynki zupełnie nie miały znaczenia, jeśli człowiek był uwiązany jakmikolwiek grzechem. Paliłem papierosy – to przecież ciężki grzech – i nawet milion dobrych uczynków nic miał nie znaczyć, podczas gdy Abraham jednym czynem po 20 latach udowodnił wiarę? Gdzie tu logika?
Wkrótce poświęcę osobny artykuł pozornym sprzecznościom między Jakubem i Pawłem, na razie tylko zwrócę uwagę na jeden fakt:
KONTEKST
2. rozdział Listu Jakuba nie mówi nic ani o niebie ani o piekle, ani w ogóle o tym, co będzie po śmierci. Mówi o niesprawiedliwości między braćmi w zgromadzeniu wiernych. Jedną z najważniejszych zasad czytania Listów jest „czytanie akapitami”, to znaczy uznajemy, iż akapity – fragmenty tekstu – są spójnie logiczne – i nie zachodzi sytuacja, iż dany akapit jest na jeden temat, a jeden wyrwany z niego werset lub jego urywek – na drugi. Pamiętajmy, oryginalnie Listy nie były pisane w celu analizy ich poszczególnych słów, ale odczytywano je jednokrotnie całemu zgromadzeniu. Jakub opisywał sytuację między członkami jednego lokalnego kościoła, nie pisał zaś jak osiągnąć zbawienie po śmierci lub jak je można utracić.
Tak samo, jak nielogiczny jest wniosek, iż jeden dobry uczynek w ciągu 20 lat udowadnia, iż człowiek został przez Boga zbawiony, tak samo w powszechnej doktrynie zbawienia przez wiarę jest mnóstwo innych przykładów braku logiki. Wymienię kilka:
1. Jeżeli Bóg jak gdyby czeka na wiarę człowieka, czy nie można powiedzieć, że wiara ta jest uczynkiem? Słyszymy „nic człowiek nie jest w stanie uczynić, aby być zbawiony, gdyż zbawia Bóg niezależnie od wysiłków człowieka, ale musisz uwierzyć”. Czyli jednak sam Bóg nie zbawia. A uwierzenie w coś, co stało się tysiące lat temu, może się okazać wcale niełatwym uczynkiem.
2. Alojzy żył 86 lat.
Założył dwie fundacje pomagające samotnym matkom, angażował sie też w akcje przeciwdziałania narkomanii. Wychował czwórkę zdrowych i radosnych dzieci, i kochał swoją żonę przez całe 53 lata małżeństwa. Jako dziecko był molestowany przez dwóch księży, w wyniku czego postanowił zostać ateistą i postanowienia tego trzymał się po ostatnie tchnienie.
Józef żył 42 lata.
Nigdy nie pracował zawodowo, poznane towarzystwo od dziecka nauczyło go kraść i włamywać się rabunkowo do mieszkań. Lubił pić alkohol, chociaż po nim stawał się agresywny, i nie raz bił do utraty przytomności towarzyszy biesiad, zwłaszcza kobiety. Aresztowany w wieku 40 lat za molestowanie małoletniej, przesiedział 2 lata w więzieniu, gdzie umarł nagle na atak serca. Tak się jednak szczęśliwie skłąda, że miesiąc przed śmiercią, Józefa odwiedził duchowny, który przedstawił mu prawdy wiary i zapewnił o istnieniu Boga ofiarującego przebaczenie wszystkim wierzącym. Przerażony perspektywą piekła Józef postanowił uwierzyć w Boga.
I teraz będzie wiecznie radował się w niebiesiech, podczas gdy nieszczęsny Alojzy smażyć się będzie w ogniu piekielnym. Nie miał szczęścia odwiedzin wystarczająco przekonującego pastora.
3. Jeżeli wiara zbawia, dlaczego muszę uwierzyć, zanim umrę? Czy wiara po śmierci nie zadziała? Biblia przecież ani temu nie zaprzecza, ani nie potwierdza.
4. Dlaczego w Biblii nigdzie nie ma definicji zbawczej wiary i wskazówek, jak odróżnić ją od nie-zbawczej? Czy wiara w Allacha zbawia? W Matkę Ziemię? Większość chrześcijan powie, że niezbędna jest wiara w Chrystusa. Czy zatem Świadkowie Jehowy są zbawieni? A co z kimś, co powie, że wierzy w Jezusa ale nie interesuje go, co Jezus nauczał? Jeśli dokładniej się przyjrzymy okaże się, że każda denominacja chrześcijańska ma swoją definicję wiary. Czy to jest logiczne, że najważniejsza podobno sprawa dla naszego życia wiecznego jest w Biblii opisywana tak niejednoznacznie?
5. Mnóstwo ludzi ma okresy wiary i okresy niewiary. Co z nimi? Czy ich życie wieczne zależy od losowego zdarzenia – czy będą akutat wierzyć w momencie śmierci? A co z dziećmi? W chwili, gdy nagle ich rozum jest w stanie przyjąć wiarę, stają się niezbawieni, i jeśli nie zdążą przed śmiercią uwierzyć, ich wiecznością będą płomienie piekielne?
Mógłbym wiele podobnych przykładów podać, ale myślę, że te pięć wystarczy. Doktryna zbawienia przez wiarę w ujęciu dzisiejszej religii nie ma sensu. Urąga logice. Czy naprawdę fakt, iż wyznaje ją większość chrześcijan, jest dowodem na to, że jest prawdziwa? W średniowieczu większość chrześcijan uważała, że kąpiele są grzechem! Omawiana doktryna ta nie może dać ci prawdziwego pokoju, bo nigdy nie będziesz mieć pewności, czy wiara, którą masz, jest prawdziwa, pełna, i czy będzie taka sama jutro czy za 10 lat.
Chrześcijaństwo szczyci się, że głosi Dobrą Nowinę. Jak „dobra” ona jest? Musisz uwierzyć, musisz zrobić to w odpowiedni sposób, i nigdy do końca nie wiesz, czy wierzysz poprawnie, bo „demony również wierzą i drżą” (Jak 2:19), więc być może będąc osobą głęboko wierzącą i praktykującą a mimo wszystko skończyć w więcznym ogniu piekielnym! To wszystko jest bez sensu!
Sensowne są tylko dwie logiczne opcje – albo zbawcza wiara jest tak zawiła i skomplikowana, że nigdy do końca nie możemy być pewni, że ją mamy… albo Dobra Nowina jest naprawdę dobra i nie musisz się już niczego lękać!
Stawiam na drugą opcję! Zachęcam do głębokiego zastanowienia się, czy powszechna doktryna zbawienia „z łaski przez wiarę” jest naprawdę z łaski, i naprawdę przez wiarę; zachęcam również do przeczytania tych artykułów:
Artykułem tym bardziej kwestionuję cokolwiek, nim wyjaśniam, zdaję sobie z tego sprawę! Zachęcam tylko – otwórz się na myślenie, otwórz się na kwestionowanie tego, co w tej chwili myślisz. Czy nie przyjemnie by było móc myśleć, że Bóg cię kocha,i myśląc to odczywać taką samą radość, jaką odczuwa małe dziecko w ramionach kochającej mamy?
Ostatnia edycja: 2016-12-19
Swietny artykul, zmusza do myslenia!
Trzeba sobie uświadomić, ze Jezus umiera za wszystkich. Przyszedł na świat dla wszystkich. Nie jest niczyją własnością, a Bog jest nieskonczona miloscia!
Wierze w Dobra Nowine, ktora jest dobra:-)
Świetny artykuł .
O zbawieniu przed czym mówi ten fragment (Efezjan 2:8) ?
Czy to o to chodzi że poganie nie mieli społecznośći z Bogiem ? „12 Byliście w tym czasie bez Chrystusa, dalecy od społeczności izraelskiej i obcy przymierzom, zawierającym obietnicę, nie mający nadziei i bez Boga na świecie.”
Czy ja dobrze rozumiem ? Bez wiary nie ma się nadziei zmartwychwstania ale i tak i tak się zmartwychwstanie tylko życie będzie niespokojne ?
Nigdzie w Biblii nie jest napisane „bez wiary nie ma zmartwychwstania” albo że zmartwychwstanie będzie oznaczało coś negatywnego. Zmartwychwstanie Jezusa jest dowodem i przykładem na to, iż zmartwychwstaniemy wszyscy, i że będzie to oznaczało dla nas wieczne, szczęśliwe życie! Jeżeli masz ochotę na dyskusję, podaj swój adres email (możesz to zrobić prywatnie używając linku „Napisz do mnie”).
Bardzo ciekawy tekst – to prawda. Nie mogę się jednak z pewnymi (większością) tezami zgodzić. Dlaczego? Już wyjaśniam…
Oczywiście – chcę iść do Nieba i chcę być zbawiony. Trudno zaprzeczyć 🙂 Ale to nie tak, że wiara opiera się na tym, że chcę być zbawiony, więc coś dla Boga robię (wiesz, paciorek, parę złotych dla biednego, Msza w niedzielę, spowiedź przed Wielkanocą… może jeszcze coś wymyślisz…) Przecież to nie jest wiara, tylko HANDEL! Na zasadzie „OK, Boże – ja Ci dam to, że powiedzmy 10% mojego czasu oddaję Tobie, ale w zamian Ty jesteś moim dłużnikiem i „wisisz mi” zbawienie (niezły numer, co? Pismo mówi, że to my jesteśmy dłużnikami Boga, a w ten sposób myśląc, to On byłby naszym, bo w pewnej chwili my ponosimy większe „koszty” niż On… i ma je „spłacić” zbawieniem!) Plączemy się trochę – widać, że nie tędy droga i że to błędne myślenie (skoro dochodzimy do sprzeczności, logika nakazuje się wycofać i poszukać innych możliwości).
Wiara to nie jest handel z Bogiem. On nam zbawienie już „załatwił”, ale szanuje naszą wolę i pozwala sobie powiedzieć „nie chcę”. Wierz mi, że coś takiego jest o wiele trudniejsze niż „zafundowanie” jeszcze jednego. Ostatnio zdarzyło mi się kilkakrotnie, że się starałem, że coś dla kogoś zrobiłem (np. prezent imieninowy dla żony, czy obiad dla jej bratanka, który spędza u nas wakacje) i po załatwieniu wszystkiego, zapłaceniu itd. usłyszałem w odpowiedzi „nie chcę”. Normalnie przysłowiowy nóż się w kieszeni na coś takiego otwiera. Ale trzeba uszanować wolę tej drugiej osoby. Bóg tak samo szanuje naszą wolę. Ale…
Właśnie – ale. Niczego Ci wprawdzie nie narzuca siłą, chociaż wie o wiele lepiej od Ciebie, co jest dla Ciebie najlepsze. Całym Twoim życiem tak naprawdę kieruje od samego początku przez WSZYSTKIE wydarzenia (i przez te, które uważasz za dobre, jak i przez te, które przeklinasz) prowadzi Cię do tego, żebyś Mu zaufał, żebyś wreszcie upewnił się, że BÓG NAPRAWDĘ CIĘ KOCHA i chce dla Ciebie dobra! Nie tylko dobra w sensie zbawienia po śmierci, ale dobra i szczęścia już tu na ziemi. Często okazuje się, że to szczęście wygląda zupełnie inaczej, niż Ty sobie to wyobrażasz, ale w miarę tego, jak dorastasz, jak się zmieniasz, zmieniają się także Twoje poglądy, zapatrywania… Kiedy byłeś dzieckiem za szczęście uważałeś jak mogłeś się pobawić klockami, albo pochodzić po kałużach i wrócić do domu umorusany błotem. Podejrzewam, że w tej chwili masz inne „preferencje” 😉 W pewnym momencie za największe nieszczęście chłopcy uważają kiedy w szkole wychowawczyni każe się ustawić w parze Z DZIEWCZYNĄ! Normalnie koszmar… kilka lat później ten sam gość mając do wyboru stać z dziewczyną, albo z kolegą bez zastanowienia wybierze to pierwsze… Tak samo jest i tutaj – owszem, lubimy kiedy jest nam miło i przyjemnie, ale kiedy widzisz, jak Pan Bóg działa w Twoim życiu, przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie to, czy masz cośtam, czy tego nie masz. Przykład? OK – samochód. Fajnie jak jest, prawda? Od paru lat takowego nie posiadam. Jeszcze nie zdarzyło się, żeby był naprawdę potrzebny i nie miałbym czym jechać – zawsze znalazł się ktoś, kto „przypadkiem” jechał w tamtą stronę. Do pracy dojeżdżam tramwajem i chwalę Pana Boga za to, że nie próbuję samochodem (są takie korki, że autem jest 20-30 minut dłużej..)
Wspomniałeś o tym fragmencie który mówi, że „Demony wierzą i drżą”… ale o co chodzi w tej „wierze” demonów? I dlaczego drżą? Sam fakt istnienia Boga? Czy w takim razie mają powody do „drżenia”? OK, można i tak to rozumieć – demony nie muszą w to wierzyć – tak samo, jak Ty nie musisz wierzyć w to, że masz dwie ręce. Wystarczy, że spojrzysz. Osobiście sądzę, że nie o to chodzi. Chwilę później św. Jakub pisze o Abrahamie i jego wierze popartej uczynkami. Demony faktycznie wierzą w to, że Bóg tak tym wszystkim kieruje, aby zbawić swoje dzieci. Właśnie ten fakt je przeraża, bo mają świadomość, że On je nieskończenie przewyższa.
Dalej – kolejna Twoja teza o tym, że wiara to tak naprawdę swego rodzaju „praca” wykonywana na rzecz Boga. Sorry, ale tu też mylisz kierunek. Po pierwsze – znowu zacytuję „nikt bez pomocy Ducha Świętego nie może powiedzieć 'Panem jest Jezus'” (1Kor 12,3). To nie jest tak, że w pewnym momencie zaczniesz się spinać „wierzę, wierzę wierzę… no to już wierzę, mogę sobie odhaczyć i przywiesić odznakę „wierzący” i mamy „z głowy” – zbawienie załatwione, tak? 😉 Wiara jest łaską od Boga, którą dostają WSZYSCY – każdy ma szansę ją przyjąć. Tak samo pan Alojzy z Twojej historii w ciągu tych długich lat swojego życia miał wiele sytuacji, wiele okazji do tego, żeby wrócić do Boga. Niestety – jak sam zresztą napisałeś – gość się zawziął, obraził na Boga i postanowił, że nie chce mieć z Nim nic wspólnego. Jeśli ktoś się na Ciebie zaweźmie i na siłę stwierdzi „nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, bo 50 lat wcześniej mnie uderzyłeś (pomijając już fakt, że krzywdy doświadczył nie od Boga, ale od ludzi, którzy wystąpili przeciw Niemu). Samo to wydarzenie mogło jednak być czymś chwalebnym, a nie przeklętym. Spotkałem ludzi, którzy po czymś takim przychodzili właśnie do Boga. On jednak powiedział „nie chcę” mimo, że otrzymywał darmowy prezent. Nie chciał, nic na siłę. Ojca coś takiego smuci, ale szanując swoje dziecko nie zmusza do niczego. Józef za to miał świadomość „przegranego życia”, zdawał sobie sprawę z tego, że nie ma Bogu nic do zaoferowania, że nie jest jego wierzycielem (Alojzy przez całe życie uważał, że to Bóg jest mu coś winien i dlatego się tak zawziął), że jedyne, co może zrobić, to przyjąć ten Dar, który Bóg mu ofiarował. W przeciwieństwie do Alojzego go przyjął.
Masz dwóch synów – Alojzego, który jest miły, grzeczny, jest wzorowym uczniem, oraz Józefa, który jest chamski, wagaruje, pali, pije, ćpa i ku Twemu przerażeniu wytatuował sobie na plecach sporo niecenzuralnych epitetów w kierunku konkurencyjnej drużyny piłkarskiej. Obu jednak kochasz. Zapraszasz ich np. na piwo. Alojzy ma „focha” i powie, że nie chce. Józef z chęcią przyjmie zaproszenie. Faktem jest, że browara wychyli Józek, który na to – zgodnie z Twoim podejściem, mniej zasługuje. Sądzę jednak, że w tej sytuacji nie będziesz miał wątpliwości co do słuszności takiego postępowania. Dlaczego więc potępiasz Boga?
OK. Wiem, że się rozpisałem, mam nadzieję, że dotrwałeś do końca. Jakbyś chciał porozmawiać na ten temat, masz mojego e-maila. Pisz, nie krępuj się 🙂
ps. Chwała Panu Bogu za Twój blog i powyższy artykuł. Z pewnością jest przydatny do zbawienia mojego, Twojego, może jeszcze kogoś. 🙂
Dzięki Piotrze za odwiedziny, przeczytanie i komentarz 🙂 Nie przejmuj się długością, bo treść ma znaczenie, nie ona 🙂 Uważam, iż wychodzimy z zupełnie innych założeń i dlatego dochodzimy do zupełnie innych wniosków. Na początku piszesz „chcę iść do Nieba i być zbawiony”. Nie jestem pewien czy uważasz Biblię za autorytet, ten blog jednak na niej się opiera, więc założę, że tak. Gdzie w Biblii jest napisane, że ludzie po śmierci idą do Nieba?
Bóg szanuje naszą wolę? Oczywiście, też tak uważam! Jeżeli pokażesz mi jednego człowieka, który w upalny dzień na plaży wolałby usiąść na palącym się na niej ognisku zamiast wejść do wody, zastanowię się nad zmianą swojego zdania. Mało tego usiąść – siedzieć tam w nieskończoność. Tradycyjna religia każe mi właśnie wierzyć, że większość ludzi wybiera siedzenie na ognisku.
Nie wierzę w to, Piotrze. Ludzie nie chcą mieć nic wspólnego nie z Bogiem, a bogiem przez małe „b”, bogiem kreowanym przez religię, pełnym sprzeczności, a jego miłość i moc nie znaczą nic skoro większość ludzkości kończy w piekle. Nie wiem czy czytałeś „Sprawiedliwy czy miłosierny?” – tam o tym piszę. Gdy byłem nawet najbardziej gorliwym tradycyjnym chrześcijaninem pod słońcem, zawsze męczyłą mnie myśl, jak mogę być szczęśliwy w Niebie, skoro większość ludzi, których kochałem na ziemi, będzie się męczyć? Z radością oznajmiam, że od wielu lat już się tym pytaniem nie męczę 🙂
Zasadniczo usuwam tu komentarze z polemiką jako że witryna ta nie powstała w celu dyskusji, tutaj jednak chciałem uczynić wyjątek bo myślę, że Twoja wypowiedź jest przemyślana i nietuzinkowa. Jeszcze raz dziękuję 🙂 Do dalszej dyskusji jednak, jeżeli masz ochotę, zapraszam na emaila.