W Nowym Testamencie znajdziemy sporo fragmentów mówiących o dziedziczeniu – lub niemożliwości dziedziczenia – Królestwa Niebieskiego. Słyszałem je często w kościołach w czasie niedzielnych kazań, i zawsze przejmowały mnie większym lub mniejszym strachem. „Dziedziczenie Królestwa” uważałem bowiem, bez cienia wątpliwości, za to samo co „pójście do nieba” po śmierci, a zatem utratą tego dziedzictwa byłoby pójście do piekła, które niezależnie jakby wyglądało – czy to jezioro z płonącą siarką czy też tylko miejsce ponurego, wiekuistego odosobnienia – przerażało mnie bez granic.
Owszem, wszystkie Kościoły oferowały mi jakieś sposoby, które – z mniejszym lub większym (w zależności od Kościoła) prawdopodobnieństem miały mi zapewnić, że jednak to Królestwo odziedziczę – we wszystkich tych sposobach jednak widziałem coś przeczącego logice.
W Kościele katolickim uczony przykładowo byłem iż każdy grzech ciężki – którym były „drobnostki” typu dobrowolne opuszczenie niedzielnej Mszy – sprawi, iż pójdę do piekła. Marnie widziałem tam zatem moje szanse, oceniałbym je może na 50% gdybym bardzo się całe życie starał, ale że się niespecjalnie starałem, to liczyłem tak z grubsza na 20%.
Kościół baptystyczny – i ogólnie niemal cała teologia ewangelikalna – miały już dla mnie niby 100% pewności, ale i tak widziałem tam logiczne niespójności. „Uwierz, a będziesz zbawiony” – mówili, a ja dopytywałem, jak rozpoznać wiarę prawdziwą od fałszywej? Bo przecież może się łudziłem, że miałem tę dobrą wiarę, a wcale jej nie miałem? Albo co się stanie, jak na chwilę przestanę wierzyć, i mi się… umrze? I zwolennicy, i przeciwnicy teorii utracalności zbawienia mają mnóstwo rzeczowo wyglądających argumentów!
Próbowałem szukać odpowiedzi w dyskusjach na żywo i w Internecie, niestety – okazało się, że przy pytaniach tego typu chrześcijanie toczą zażarte boje i po zaznajomieniu się z kilkunastoma zupełnie różniącymi się opiniami zacząłem trochę wątpić, czy odpowiedzi w ogóle istnieją, czy może istnieje tylko mnóstwo hipotez.
Dzisiaj już jednak wiem, dlaczego chrześcijaństwo nie ma spójnej odpowiedzi na pytanie o pewny sposób odziedziczenia Królestwa Bożego!
Na to pytanie dopiero można odpowiedzieć, kiedy je się zrozumie, a chrześcijaństwo go, niestety, nie rozumie.
Zajrzyjmy do Biblii.
Wyrażenie „Królestwo Boże” występuje w Biblii 68 razy, natomiast w Ewangelii Mateusza 32 razy występuje określenie „Królestwo Niebieskie” (to od nieba, nie koloru). Niektóre opcje teologiczne utrzymują, iż Królestwo Boże i Niebieskie to coś innego, jednak choćby porównanie Mt 19:23 do Mt 19:24 pokazuje, iż są to synonimy:
Jezus zaś rzekł do uczniów swoich: Zaprawdę powiadam wam, że bogacz z trudnością wejdzie do Królestwa Niebios. A nadto powiadam wam: Łatwiej wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do Królestwa Bożego. (Mt 19:23-24) (BW)
(użyłem tutaj Biblii Warszawskiej gdyż BT robi lekkie przekłamanie i oba razy używa terminu „Królestwo Niebieskie” – przekłamanie zapewne mało istotne, gdyż tłumaczone oba greckie słowa są tu synonimami, ale chciałem uprzedzić zdziwienie, jeśli ktoś sięgnie do Tysiąclatki).
Terminu „Królestwo Niebios” używał wyłącznie Mateusz, i najbardziej wiarygodnym wytłumaczeniem tego jest moim zdaniem teza, iż Mateusz pisał głównie dla ortodoksyjnych Żydów, którzy dla okazania czczi unikali używania słowa „Bóg”. Niezależnie jednak od przyczyny – Królestwo Boże i Królestwo Niebieskie są niewątpliwie synonimami.
Mamy zatem równo 100 przykładów użycia terminu Królestwo Boże/Niebieskie (KB), przy takiej ilości tekstów można chyba bez żadnych wątpliwości ustalić, czym to KB jest, czyż nie?
No cóż… nie jest to takie proste.
Kościoły chrześcijańskie zapewne byłyby szczęśliwe, gdyby w Biblii znajdowała się jakakolwiek definicja KB, na przykład taka:
„KB to miejsce w niebie, gdzie trafi każdy zbawiony człowiek”.
Niestety, takiej definicji w Biblii nigdzie nie znajdziemy. W ogóle w Biblii jest bardzo mało definicji! A jednak można powiedzieć…. w przypadku KB wyjątkowo mamy szczęście! Otóż KB jest w Bibli zdefiniowane! Tylko… cóż, okazuje się, że nie ma ona wiele wspólnego z tym, co tłumaczy na temat KB nam religia:
Bo królestwo Boże to nie sprawa tego, co się je i pije, ale to sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym. (Rz 14:17)
Możemy otworzyć oczy w wyrazie szczerego zdumienia, gdyż apostoł Paweł wydaje się w nim pisać, iż Królestwo Boże to stan umysłu, nie zaś konkretne miejsce.
Żeby jeszcze podnieść stopień tajemniczości tematu, spójrzmy na ten werset:
Zapytany przez faryzeuszów, kiedy przyjdzie królestwo Boże, [Jezus] odpowiedział im: Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie; i nie powiedzą: Oto tu jest albo: Tam. Oto bowiem królestwo Boże pośród was jest. (Łk 17:20-21)
Czy zatem KB to pewien stan duchowy, który demonstrował ludziom Jezus? Jeżeli tak, Izrael oczekiwał czegoś zupełnie innego.
Niezniszczalne Królestwo obiecane było Izraelowi od zarania jego dziejów, i obietnica jego nastania jest na kartach Biblii często powtarzana. Czy miało to być od początku królestwo panujące tylko w umyśle, czy też rzeczywiście Izrael miał wrócić do dawnej potężnej świetności? Odpowiedź na te pytanie moim zdaniem nie ma kluczowego już dzisiaj znaczenia i można znaleźć wiele argumentów po obu stronach. Pewne jest to, że Izrael niecierpliwie oczekiwał na wyzwolenie spod panowania Rzymu, a nastanie wspaniałego i potężnego królestwa niewątpliwie pięknie by z tym współgrało.
Jedno z najlepiej znanych proroctw pochodzi z Księgi Daniela:
W czasach tych królów Bóg Nieba wzbudzi królestwo, które nigdy nie ulegnie zniszczeniu. Jego władza nie przejdzie na żaden inny naród. Zetrze i zniweczy ono wszystkie te królestwa, samo zaś będzie trwało na zawsze (Dn 2:44)
Czy Daniel prorokował o stanie człowieka po śmierci czy o losach Izraela na ziemi? Zachęcam do przeczytania kontesktu Księgi Daniela, aby stało się bezdyskusyjnie jasne – ani słowa tu nie ma o życiu wiecznym, o karze czy nagrodzie, która ma jakoby czekać na każdego człowieka po śmierci. Stary Testament w ogóle nie zajmuje się życiem pozagrobowym – jest dosłownie kilka zdań które można odnieść do „życia po życiu”, a i o one toczone są spory wśród egzegetów różnych opcji teologicznych.
Tak! Dzisiaj wydaje mi się to proste i oczywiste, ale wiele lat nie byłem zupełnie tego świadomy… Stary Testament milczy na temat losów człowieka po śmierci! Dorastamy w przekonaniu, iż Boże przykazania są po to, byśmy dostali się po śmierci do nieba, ale jak to się ma do rzeczywistego przesłania Biblii?
A teraz, Izraelu, słuchaj praw i nakazów, które uczę was wypełniać, abyście żyli i doszli do posiadania ziemi, którą wam daje Pan, Bóg waszych ojców (Pwt 4:1)
W ani jednym miejscu Starego Testamentu wypełnienianie przykazań nie ma nic wspólnego z życiem wiecznym! Mało tego, przykazania są rzadko rozpatrywane w kontekście indywidualnych ludzi! Kiedy dzisiaj słyszymy „nie będziesz zabijał”, na ogół myślimy o akcie zabójstwa którego dokonuje jakiś człowiek, i o karze, która później może za to grozić, a którą Bóg na tego człowieka ześle. Dekalog i pozostałe 600 przykazań Zakonu było jednak umową między Bogiem a narodem Izraela – i chociaż oczywiście jednostki były również karane i wiele przykazań ich dotyczy, główny nacisk zawsze położony był nie na posłuszeństwo jednostek, ale całego narodu.
Można to dzisiaj nazwać odpowiedzialnością zbiorową – jeżeli jednostki dopuszczały się niegodziwości, ale były w mniejszości, i większość Izraela je potępiało, cały naród wciąż doświadczał powodzenia.
Widać, jak rzeczywiste znaczenie pewnych pojęć w Biblii jest zupełnie odmienne od tego, jak odczytuje je chrześcijaństwo!
I teraz robi się jeszcze ciekawiej. O ile sam przez wiele lat mojego chrześcijaństwa byłem świadomy, iż Stary Testament niewiele o życiu wiecznym mówi, byłem przekonany, iż sprawa ma się zupełnie inaczej w Nowym Testamencie.
Myliłem się.
W NT owszem, kwestia życia po śmierci pojawia się, jednak wciąż – niezależnie od tego, jak mało wiarygodne ci się to może wydawać – marginalnie.
Naprawdę???
Zapytajmy na chwilkę – po co dokładnie przyszedł na ziemię Jezus?
Czy po to, by przestrzec ludzi przed grzeszeniem, które zawiedzie ich do piekła, i zachęcić do nawrócenia się, które im da zbawienie i pójście do nieba?
Mniej więcej połowa tego zdania jest prawdziwa.
Popatrzmy na ten werset:
jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie.. ( Łk 13:3b)
Czy znaczy on „jeśli się nie odwrócicie od swoich grzechów, pójdziecie do piekła”?
Popatrzmy na kontekst:
W tym samym czasie przyszli niektórzy i donieśli Mu o Galilejczykach, których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar. Jezus im odpowiedział: Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, że to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. (Łk 13:1-3)
Galilejczycy nie poszli do piekła! ZGINĘLI! Stracili życie! Nie wieczne, a ziemskie!
Warto przy okazji przyjrzeć się wyrażeniu „nawrócić się”. W wielu starszych wydaniach Biblii zamiast „nawrócić się” jest „pokutować”, i obiegowa opinia panuje taka, iż ma to coś wspólnego z umartwianiem się za grzechy lub przynajmniej totalnym odwróceniem się od nic. Nic takiego! Grecki czasownik „metanoeo” pochodzi od słów „meta” – zmienić i „noieo” – myśleć”. Nawrócenie oznacza zmianę myślenia i może za sobą pociągać zmiany w zachowaniu, ale nie musi. Zarówno ludzie, którzy już „zmienili myślenie” jak i ci, którzy tego nie zrobili, wciąż popełniają błędy!
Tak, błędy, nie „grzechy”, gdyż choć słowo „grzech” jest jednym z najbardziej ulubionych i najczęściej w teologii chrześcijańskiej używanych, w Biblii prawie nigdy nie oznacza tego, co dzisiaj. Nowy Testament podaje przykład jednego głównego grzechu, przy którym inne bledną:
Jednakże mówię wam prawdę: Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, poślę Go do was. On zaś, gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie. O grzechu – bo nie wierzą we Mnie. (J 16:7-9)
W Starym Testamencie Żydzi dzielili świat na dwie części: Żydów i grzeszników. Jezus i apostołowie proponują inny podział – na tych, co wierzą w Jezusa, i na grzeszników. A i to jest tymczasowe i apostoł Paweł wkrótce ogłosi koniec wszelkich podziałów.
Jezus przestrzega wielokrotnie przed zagładą – ale nie po śmierci, w piekle!
Skoro ujrzycie Jerozolimę otoczoną przez wojska, wtedy wiedzcie, że jej spustoszenie jest bliskie. (Łk 21:20)
Jezus przestrzega przed straszną zagładą narodu żydowskiego – w roku 70 Rzymianie otoczą Jerozolimę i po trwającym kilka miesięcy oblężeniu, wtargną do miasta, paląc wszystko, co widzą i mordując niemal całą ludność. Według różnych przekazów, zginie wtedy od kilkuset tysięcy do ponad miliona Żydów!
Jezus przyszedł z ofertą Królestwa Bożego, a później zaczął przestrzegać przed tragedią mającą spaść na Izrael, a jaka była odpowiedź Izraela?
Odrzucenie i zamordowanie Jezusa.
O dziwo, to jeszcze nie przekreśliło oferty, i apostołowie wciąż ją kierowali do Żydów, jednak po wyśmianiu Piotra (Dz 2) i zamordowaniu Szczepana (Dz 7), zaprzestali.
* * *
Podsumujmy te przedziwne i stojące w totalnej opozycji do chrześcijaństwa wnioski:
KB było obiecane w Starym Testamencie narodowi Izraela i miało być królestwem ziemskim, nie niebiańskim.
Termin KB pojawia się jednak również nie raz w Nowym Testamencie w innym znaczeniu – duchowego, wewnętrznego stanu ducha.
Jezus oferował Żydom (Żydom! Nie Polakom, nie Amerykanom, tylko Żydom!) KB w aspekcie przede wszystkim duchowym, Żydzi zaś byli głównie zainteresowani byli aspektem militarnym, pobiciem ciemieżców i panowaniem nad nimi.
W temacie zatem autentycznego ziemskiego królestwa wszystko wskazuje na to, że temat jest już nieaktualny. Nikogo dzisiaj już nie dotyczy. Dotyczył tylko Żydów, i to tylko żyjących w tamtych czasach.
A co z definicją Pawła? „Sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym” to niewątpliwie coś, czym byśmy nie pogardzili! Kto jednak do KB jeszcze nie trafił, nie będzie się smażył w piekle, a po prostu… będzie pozbawiony sprawiedliwości, pokoju i radości! Tu, za życia ziemskiego, nie po śmierci!
Nie upieram się bynajmniej, że mam w czymkolwiek rację – będę się jednak upierać, że udało mi się postawić kilka pytań, na które chrześcijaństwo nie zna odpowiedzi, i które obnaża brak logiki chrześcijańskiej doktryny. Końcowe przesłanie Biblii jest oczywiste – Bóg pojednał ze sobą wszystkich ludzi (Rz 5:18, 2 Kor 5:19 i wiele innych). Oczywiście, zawsze można znaleźć kilka wersetów, których nie rozumiemy! Ale jeżeli przygniatająca ich większość jest łatwa w zrozumieniu, dlaczego mamy się skupiać na tych najtrudniejszych? Czy tylko dlatego, że chce tego religia, gdyż ludzie przekonani o miłości i akceptacji Bożej nie będą odczuwali przymusu biegania do kościoła i wypełniania jego kasy brzęczącą monetą?
Najwspanialsze dla mnie w tym wszystkim jest to, że niezależnie od tego, ile błędów popełniam w moim rozumowaniu dotyczącym KB, i niezależnie od tego, ile niejasnych fragmentów w Biblii znajdę, nie muszę się niczym przejmować, gdyż przesłanie o wspaniałej i nieskończonej Bożej miłości jest w Biblii przedstawione nadzwyczaj jasno! Trudno mi wręcz uwierzyć, że przez tyle lat wierzyłem, iż Bóg może ludzi karać tylko dlatego, że nie wierzą lub nie rozumieją jakichś zawiłych prawd wiary!
Co wybierasz? „Wiarę ojców”, życie w więzach religii, przepełnione lękiem przed nieznanym końcem, czy… wybierzesz samodzielnie – wybierzesz prawdziwe dzisiaj i osiągalne dla każdego Królestwo Boże – sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym?
(Ostatnia edycja – 21 maja 2020)