(blog napisany od początku do końca na pokładzie lotu Sztokholm-Nowy York, 29 kwietnia Anno Domini 2024)
Mamo, dlaczego zawsze obcinasz końcówki mięsa przed pieczeniem?” – spytała pewna dziewczynka mamusię. „Hmmm… nie jestem pewna… no chyba się wtedy lepiej piecze? Albo może nadmiar soków ucieka..? Nie wiem, ale moja mama tak zawsze robiła, to i ja tak robię!”
Dziewczynka jednak miała główkę nie tylko do noszenia włosów i chciała coś więcej niż mamine gdybanie.
Zażądała przeprowadzenia pełnego dochodzenia.
Odwiedziły mieszkającą na tym samym osiedlu babcię – jednak ona nie potrafiła wyjaśnić powodu tej tradycji. W końcu odwiedziły prababcię, która roześmiała się i powiedziała: „Och, mój stary piekarnik był mały i pieczeń wieprzowa nigdy się nie mieściła bez obcięcia brzegów! Ale już tego nie robię od bez mała dwudziestu lat, kiedy sprawiłam sobie większy piec!”
Prawidłowa zatem odpowiedź na pytanie o obcinanie końcówek mięsa powinna wyglądać tak: „robię tak, ponieważ od kilku pokoleń nikt w naszej rodzinie w tej kwestii nie uruchomił krytycznego myślenia!”
„Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia!”. „Pij co najmniej osiem szklanek wody dziennie”. „Musisz spać osiem godzin dziennie, aby wypocząć”. „Nadmiar soli powoduje nadciśnienie”.
Nie przychodzimy na świat pozbawieni pomysłów, idei, światopoglądów. Wprost przeciwnie. Przychodzimy na świat nimi tak wypełnieni, że aż przepełnieni. Zanim mamy szansę stworzyć nasz własny sposób na życie, zasypią nas setkami innych.
Lub, co gorsza, podadzą nam tylko jeden sposób, wmawiając, że jest on jedynym dobrym, a wszystkie inne – to samo zło.
Gdyby pewna bardzo nieetyczna instytucja eksperymentowała na ludziach i w starannie dobieranych „rodzinach” dawano do wychowania noworodki. Kilku rodzinom zakazano dawania dzieciom do picia mleka, ale nakazywano im częste jego pokazywanie – jako rzekomej trucizny na szczury. Po oglądaniu sfabrykowanych filmów dzieci były przekonane, że każdy, kto wypije mleko, natychmiast umiera.
Działalność owej instytucji została zdemaskowana po ośmiu latach trwania eksperymentu. Było to równo dokładnie czterdzieści lat temu. Dzisiaj dzieci te zatem mają niespełna 50 lat – i żadne z nich nie jest w stanie przełknąć ani kropli mleka. Prób zmiany tego stanu rzeczy zaprzestano, kiedy jedno z dzieci, wtedy niespełna 18-letnie, pod wpływem alkoholu zdołano przekonać, by napiło się mleka. Młody człowiek zaczął się dusić, padł na ziemię i po kilku chwilach znieruchomiał. Przybyły lekarz stwierdził zgon, a sekcja zwłok wykazała „atypową ekstremalnie silną reakcję histaminową tkanki nabłonkowej gardła, krtani i przełyku, która doprowadziła do opuchlizny, która zamknęła światło dróg oddechowych”.
Jak widać, nie tylko naszą świadomość można omamić.
Prosta i krótka instrukcja wychowania posłusznego robota – powtarzać mu, że wątpliwości są złe.
I że starsi zawsze mają rację.
Skądś to znamy? Debilizm do potęgi entej, ale wciąż jeszcze słyszany.
Czasem jednak zdarza się, że rodzi się dusza tak rogata, że żadnym sposobem nie da się jej przekonać do tego, by siedziała cicho.
Na ogół duszę taką mordują przed osiągnięciem pełnoletniości, ale są wyjątki.
W pewnym pięknym europejskim kraju żył kiedyś bardzo wyjątkowy, odważny człowiek.
Nie, nie był rycerzem ani generałem, ci aż tak wiele odwagi nie potrzebują. On robił to, co dzisiaj przejmuje ludzi takim lękiem, że większość ludzi nigdy nawet nie rozważy dokonania czegoś takiego…
A mianowicie…
Stawianie pytań, których inni się bali.
Człowiek ten był zafascynowany ideą siły ludzkiej woli i chciał, żeby ludzie przestali być owieczkami i zaczęli myśleć samodzielnie. Człowiek ten jednak nie poprzestał na zwykłym stawianiu pytań. Obok wybitnego talentu wykazał się też niesamowitą pracowitością w zdobywaniu wiedzy. W wieku 24 lat został najmłodszym w historii Uniwersytetu w Bazylei profesorem.
Jego najważniejszym przesłaniem było „bądź sobą”. Chciał, żeby ludzie przestali podążać za tłumem i zaczęli rozwijać swoją własną tożsamość i osobowość. Wierzył, że każdy człowiek ma w sobie potencjał, aby osiągnąć wielkie rzeczy, ale musi być odważny i niezależny.
To on stworzył popularne dzisiaj powiedzenie „co nas nie zabije, to nas wzmocni”.
A nazywał się…
Friedrich Nietzsche.
Kiedy byłem tak zwanym człowiekiem „bogobojnym”, czyli religijnym, wierzyłem głęboko w wyryte we mnie przekonanie, że jest on twórcą nazizmu i że na jego pismach oparta była „Mein Kampf” Hitlera.
I byłem też święcie przekonany, że groźnie brzmiące słowo „nihilizm” oznacza najbardziej szatański i nieprzyjazny ludziom system filozoficzny… który neguje wszystkie drogie dla nas wartości i chce, byśmy się ich wyrzekli – miłość, rodzina, wiara…
No, i że Nietzsche głosił, że Niemcy są „Übermensch”, czyli nadludźmi, i wszystkie inne narody powinny być im niewolnikami.
Ręce mi opadają i głos więźnie w krtani, gdy pomyślę, jak mogłem tak bezkrytycznie wierzyć w takie brednie, które są dokładnym negatywem stanu faktycznego.
Owszem, Nietzsche stworzył termin „Übermensch”, ale nie odnosił się on bynajmniej do Niemców, a do każdego człowieka na świecie. „Übermensch”, „nadczłowiekiem”, może stać się każdy z nas, jeśli tylko zapragniemy przestać małpować innych.
Innym ważnym punktem w jego filozofii było „Übermensch”, czyli nadczłowiek. Był to pomysł, że ludzie powinni dążyć do stania się silniejszymi, mądrzejszymi i bardziej kreatywnymi niż są teraz. Nietzsche wierzył, że to, co nas nie zabije, sprawi, że będziemy silniejsi, więc musimy przezwyciężyć przeszkody i walczyć o nasze cele.
Ale dlaczego Nietzsche był absolutnym przeciwnikiem nazizmu i właśnie dlatego głosił swoje tezy – był on naocznym świadkiem wielu problemów w społeczeństwie swojej epoki, takich jak niewolnictwo tradycji i bezrefleksyjne podążanie za normami społecznymi. Chciał, żeby ludzie przestali być zahamowani przez te ograniczenia i zaczęli żyć pełnią życia, być wolnymi i odważnymi. Jednak kiedy zaczął miewać problemy ze zdrowiem, opiekę nad nim przejęła jego siostra Elisabeth Förster-Nietzsche, która później zmanipulowała i zmieniła niektóre z jego pism, nadając im wydźwięk antysemicki i pronazistowski.
Więc Nietzsche był jak ten ktoś, kto stuka w drzwiach umysłu ludzkości i mówi: „Hej, czas zacząć myśleć samodzielnie i być sobą!” To jego odwaga i pasja do zmiany przyniosły mu miejsce w historii filozofii.
Nihilizm, często postrzegany przez pryzmat religijny, jest malowany jako ostateczne zaprzeczenie pozytywnych ludzkich wartości — miłości, rodziny, wolności i podobnych. Ale co byś powiedział, gdybym powiedział ci, że być może najbardziej znany nihilista w historii nie jest tym, kogo byś się spodziewał?
Tym najwyraźniejszym przedstawicielem nihilizmu był…
Jezus Chrystus.
Tam, gdzie w Biblii stoi „metanoia”, czasem tłumaczy się to „pokuta”, czasem „nawrócenie”. Metanoia jednak nie ma nic wspólnego z emocjami czy jakimiś praktykami religijnymi! Zmieńmy myślenie, przekonania, nie chodzi o płakanie nad winami czy samopomstowanie. W rzeczywistości prawdziwa istota metanoi leży w jej etymologii: zmiana umysłu lub myślenia.
Jezus nie był zadowolony z tego, że ludzie tylko podążali za zasadami i tradycjami bez zrozumienia ich głębszych znaczeń. Wyzwał normy społeczne, kwestionował autorytet i zachęcał jednostki do ponownego rozważenia swoich przekonań i zachowań. W istocie, nawoływał do głębokiej zmiany myślenia — prawdziwego przyjęcia nihilizmu, jeśli wolisz.
Więc następnym razem, gdy będziesz kuszony odrzuceniem nihilizmu jako ponurej filozofii pozbawionej nadziei, rozważ radykalną wiadomość Jezusa Chrystusa. Być może największym nihilistą nie był jakiś mroczny filozof w ciemnym kącie, ale ta rewolucyjna postać, która ośmieliła się podważyć status quo i zainspirować zmiany.
Różnica między judaizmem a tym, co głosił Chrystus, była kosmicznie wielka. Tak wielka, że wkrótce chrześcijaństwo zaczęło mieszać stare z nowym i wprowadziło do nauk Chrystusa elementy judaizmu takie jak święte dni, kapłaństwo czy świątynie.
To wszystko jednak jest śmiesznie ważne w porównaniu do największej rewolucji, jaką przyniósł Jezus.
Świetnie widać to na przykładzie następującej historii biblijnej.
Jezusa nie chciano przyjąć w jakimś miejscu. Dzisiaj powiedzielibyśmy „nie to nie, nie będę się narzucać”, no bo przecież któż by powiedział „nie chcesz mnie słuchać? To cię zabiję!”
Ktoś tak powiedział, i tym kimś był autor przepięknego listu o miłości. 1. Listu Jana.
A gdy to widzieli uczniowie Jakub i Jan, rzekli: Panie, czy chcesz, abyśmy słowem ściągnęli ogień z nieba, który by ich pochłonął, jak to i Eliasz uczynił? A On, obróciwszy się, zgromił ich i rzekł: Nie wiecie, jakiego ducha jesteście. Albowiem Syn Człowieczy nie przyszedł zatracać dusze ludzkie, ale je zachować. I poszli do innej wioski. (Łk 9, 54-56)
Dzisiejsze myślenie jest „nie chcą mnie tu słuchać, pójdziemy gdzie indziej”. I kto wie, może gdyby Jezus nigdy nie przyszedł, wciąż byśmy chcieli za to zabijać?
Na zakończenie zagadka. Co to za filozofia/ruch intelektualny, który kładzie nacisk na godność, wartość i potencjał ludzkiego życia i doświadczenia i w jego humanizmie znajduje się przekonanie, że człowiek jest wartościowym istnieniem ze względu na swoją racjonalność, moralność, kreatywność i zdolność do poznania świata?
Ruch ten promuje również szacunek dla praw człowieka, wolności jednostki, równość społeczną oraz rozwój osobisty i intelektualny. Odrzuca on dogmatyzm, dogmatyzm religijny i ograniczenia, które nie wynikają z rozsądku ani wolności jednostki.
Czyżby to był ruch, który założył Jezus Chrystus?
O tak. Choć dzisiejsza religia, będąca parodią parodii, nazywa go antychrześcijańskim.
To humanizm.
Humanizm narodził się wraz z Jezusem. Przed humanizmem było barbarzyństwo. Barbarzyństwo, dla którego życie ludzkie nie oznaczało nic. Dla którego ofiary z ludzi były jak najbardziej dozwolone, a wycięcie w pień całego narodu razem z dziećmi mogło być czymś godnym pochwały.
Ale Jezus przyszedł… I odmienił cały świat.
Wiem, wiem, boisz się. Im więcej w tobie religii, tym więcej strachu. Największa prawda o miłości, którą w życiu poznałem, była taka, że jej przeciwieństwem nie jest nienawiść, a strach.
To, że przeciwieństwem miłości jest strach, przyznam, dowiedziałem się wpierw z ACIM. I dopiero później zajarzyłem, że jak i wszystko inne w ACIM, pokrywa się to z Biblią.
W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą. Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości. (1J 4,18)
Wmówiono Ci, że bez religii – dogmatów, przykazań, norm, nie będziesz wiedziała, gdzie iść.
Będziesz wiedziała. Nie jesteś ani głupia, ani zła. Jesteś tylko zniewolona.
Bóg jest miłością i nie ma mowy o jakimś gniewie czy złości w Nim. Ale – tu sobie pogdybam, gdyby się mógł na nas wkurzać, nie wkurzałby się na pewno za to, że podważamy jakieś zasady wpojone przez jakąś grupę ludzi, w której dane nam było się urodzić.
(TAAAAAKKK!!! UŚWIADOM TO SOBIE!!! Jeśli jesteś katoliczką, to nie dlatego, że dano ci wybór. Gdybyś urodziła się 1000 km na południe, byłabyś pewnie muzułmanką, na wschód – może też, a może ortodoksyjną, na zachód – protestantką, a na północy – ateistką.)
Każą ci wejść na Rysy czarnym szlakiem?
Spytaj, dlaczego czarnym szlakiem?
I dlaczego właśnie na Rysy?
Ktoś mógłby powiedzieć, że kwestionując wszystko dokoła, wchodzimy na grząski grunt. Na Rysy lepiej chyba wchodzić ustalonym szlakiem, no nie?
Dlatego ja nie spytam, dlaczego akurat czarnym szlakiem i dlaczego akurat na Rysy.
Spytam, po jaką cholerę mam się w ogóle wspinać na cokolwiek.