I znowu trochę czasu minęło od mojego ostatniego posta, ale tym razem to już nie brak czasu jest tego powodem. Odkąd pożegnałem się na wieki z pracą etatową nie wiem, co to brak czasu, mógłbym przecież wrzucać tu artykuł za artykułem – wystarczy, że wrzucę do jakiegoś „ejaja” temat bloga i powiem, żeby coś napisał — no i to napisze. W teorii 🙂 Może nawet będzie się to trochę trzymało kupy, ale choćbym nie wiem jak się starał, nie będzie to mój tekst. Przyznam, próbowałem kilka razy, ale kończyło się to wielokrotnym poprawianiem; w efekcie kiedy zorientowałem się, że usunałęm lub zmieniłem już 90% tekstu i wciąż jest jakiś dziwny, obcy, wywalałem go i pisałem bloga sam.
Inaczej sprawa ma się z kodowaniem, bo jeśli chce się uzyskać wyniki w sensownym czasie, pomoc „ejajów” jest niezbędna, jako że one co jakiś czas zapadają na różne „choroby” — raz jeden nie domaga, raz drugi. Pamiętam takie zdanie jednego z komentatorów na YouTube: pojawił się Claude Opus 4.1, który przyćmił wszystkie inne LLM-y z możliwością kodowania… na całe 24 godziny, bo wtedy pojawił się ChatGPT-5.
No dobra, ale to nie jest blog o kodowaniu ani o tym, jak spędzam wolny czas. Być może też zanudzam tymi bzdurami, żeby zniechęcić do dalszego czytania — jakkolwiek, ponieważ wiem, że to, co teraz powiem, to, co teraz napiszę, spowoduje oburzenie części czytelników.
No właśnie — wcześniej mówiłem o powodach, które nie były powodem tego, że tak długo nie pisałem. Natomiast powodem było to, że uważam temat naczelny tego bloga za zakończony. Moim głównym przesłaniem było wykazać, iż wszystkie argumenty, które każą bać się Boga, nie mają najmniejszego uzasadnienia w Biblii; są jedynie wymysłem religii, której celem jest trzymanie nas w okowach niewoli, abyśmy nie mieli nadziei, iż bez niej mamy jakąkolwiek szansę na Boże przebaczenie. I ten cel, myślę, osiągnąłem. Oczywiście jest jeszcze wiele wersetów biblijnych, które można wyjaśniać i, jeśli jakiś pojawi się w e-mailach, to nie wykluczam, że coś jeszcze napiszę tu.
Mm teraz jednak teraz silne przeświadczenie, że brakuje na moim blogu jeszcze jednej kropki nad „i” oraz… przy okazji będę musiał zrewidować kilka moich poprzednich artykułów.
Tę kropką nad „i” jest fakt, że jeżeli chcemy wierzyć w nieskończone Boże miłosierdzie, nieskończone Boże przebaczenie… to wiara w to, że każda literka w Biblii została napisana przez Boga lub pod dyktando Ducha Świętego, niestety wzajemnie się wykluczają.
Ja całe życie byłem i jestem miłośnikiem Biblii i do dzisiaj powtarzam, że sposób, w jaki napisało ją kilkudziesięciu autorów przez trzy tysiące lat, z zadziwiającą spójnością i wiernością historyczną, pozostaje bez precedensu. Również wierność jej kopiowania zadziwia i nie ustępuje żadnym innym starożytnym dziełom literackim. Można powiedzieć, że starożytni kopiarze po prostu używali komputerowych funkcji „kopiuj i wklej”. Przepisując Biblię, pisano ją niezwykle dokładnie i znalezione najstarsze zachowane rękopisy prawie w ogóle nie różnią się od tych znalezionych wiele set lat później. Jednak istnieją fragmenty w Biblii, których po prostu nie da się pogodzić w żaden sposób z miłością Bożą. I moim zdaniem mówił o tym sam Jezus, kiedy wielokrotnie przeciwstawia fragmenty ze Starego Testamentu swoim naukom, mówiąc: „Słyszeliście, że napisano… a ja wam powiadam…”.
Nie jest tych fragmentów w Biblii dużo. Według mojej obecnej wiedzy biblijnej nikt, nawet najbardziej zagorzały ateista — o ile rzetelnie poznał nauki biblijne — nie może podważyć piękna i uniwersalności żadnego ze słów Jezusa. Niektóre starsze tłumaczenia Biblii w języku angielskim miały wszystkie słowa Jezusa na czerwono i to mi się podoba. Chociaż oczywiście pozostaje kwestia interpretacji — jeżeli ktoś dosłownie zrozumie słowa „lepiej sobie odciąć rękę czy nogę niż trafić w ogień piekielny” czy „wyłupać oko”, to mu współczuję i życzyłbym szybkiego wyzdrowienia. Chociaż w przypadku amputacji zdarza się to raczej ekstremalnie rzadko.
Nawet najdziwniejsze słowa apostołów generalnie też dają się wybronić. Nawet Pawłowe „nie zezwala się kobietom mówić w kościele”. Po pobieżnej egzegezie jasno wynika, że są to kwestie kulturowe i że Paweł nie nauczał całego świata tym, co kierował do Koryntian — na tamten czas. Piękne zestawienie Starego i Nowego Testamentu widzimy w wydarzeniu, gdy jeden z uczniów chciał ukarać ludzi najpopularniejszą starotestamentalną karą, czyli śmiercią, a Jezus powiedział: „Nie wiecie, jakiego ducha jesteście. Syn Boży nie przyszedł zatracać, lecz ratować”. I teraz to mi pokazuje, że Syn Boży, który przecież jest tożsamy z Bogiem Ojcem, nie mógłby nakazać wyrżnięcia całych narodów, łącznie z dziećmi.
Nie mógłby namawiać Abrahama do poświęcenia swojego syna, nawet jeżeli wcale nie planował tego robić. Bóg wiedział, jaki jest Abraham, znał jego przyszłość. Nie musiał go testować ani próbować — tak samo jak nie musi testować ani próbować nikogo z nas.
„Próbowanie” to też jedno z mylonych słów w Starym i Nowym Testamencie, gdyż próbowanie w sytuacji złota, na przykład, oznacza wytapianie go po to, aby było czystsze. Czyli próbowanie to nie jest sprawdzanie, jak się ktoś zachowa, ale oczyszczanie. Jeżeli na przykład ktoś pali papierosa i ma jakąś chorobę, w przypadku której palenie strasznie pogarsza prognozy, to po diagnozie pewnie je rzuci — o ile mu życie miłe.To jest właśnie próbowanie człowieka.
W sumie nawet zasadą egzegetyczną jest to, żeby czytać teksty Starego Testamentu w świetle Nowego — ale ja bym jeszcze dodał: i wykluczać te, które są sprzeczne. Widząc tekst starotestamentalny i jakieś słowa, które Bóg miał wypowiedzieć, zastanówmy się, czy tak samo powiedziałby Jezus, bo jeżeli nie, to najpewniej nie pochodzą one ze słów Bożych, ale włożono je Bogu w usta, uzasadniając zbrodnie, których się dopuszczono. Nie ma tych tekstów tak znowu dużo, ale już ogromna część Zakonu Mojżeszowego, gdzie za byle przewinienie każe się śmiercią — niestety, tutaj Boga nie widzę, tutaj Chrystusa nie widzę. Chociaż sam Dekalog uważam za niezwykle genialny — aby w tych kilkunastu zdaniach zawrzeć tak naprawdę normy moralne całego cywilizowanego społeczeństwa. Jeśli chce ono żyć w ogólnym spokoju, to „zakaz pracy w jeden dzień tygodnia”, jak niektórzy go widzą (bo ja osobiście widzę go jako nakaz odpoczynku), uważam za świetny, ale już jego dokończenie, że „kto go złamie, poniesie śmierć” — Jezus, jak ja Go znam, niczego takiego by nie powiedział.
Bawi mnie dzisiaj, gdy widzę, jak wciąż wielu konserwatystów próbuje bronić obrzydzenia do wszelkich „nienaturalnych”, jak oni to nazywają, sposobów na życie, typu jednopłciowe małżeństwa. Głoszą to konserwatyści, ignorując, że prawa, na które się powołują, stoją kilka wersetów obok — mówiących o nakazie ukamienowania kogoś, kto nosi ubrania złożone z dwóch tkanin.
Dlaczego uważam, że była to kropka nad i do tematu Bożej Miłości? Otóż tak długo, jak będziemy się uporczywie trzymać stwierdzenia, że każde słowo Biblii jest natchnione przez Boga, jeżeli chcemy móc powiedzieć, że rozumiemy Biblię, to albo musimy przyjąć ideę, że Bóg zmienił zdanie, albo że część Starego Testamentu napisana jest nie przez Boga, a przez polityków. Kiedyś głosiłem, że podważanie każdej literki w Biblii nieuchronnie powoduje to, że podważamy ją całą, bo wtedy już tylko na naszym widzi-mi-się będzie polegało odróżnianie, co jest w niej dobre, a co złe. Jednak zmieniłem ten pogląd. Uważam, że to nie widzi-mi-się, ale nasze serce, nasza intuicja odpowiadają nam. I nawet w przypadku Biblii mamy prawo mieć swoje zdanie.
Kiedyś uważałem, że albo wierzymy w każde słowo Biblii, albo możemy ją wyrzucić do kosza. Byłem przekonany, że logika nie uznaje żadnej innej odpowiedzi, a przy moim AuDHD logika była dla mnie niemal jak religia… Jeżeli wierzysz podobnie, mam dobrą wiadomość dla ciebie. Jeśli ja, pomimo swojego „miautyzmu” (tak nazywam AuDHD), znalazłem jak najbardziej logiczne wyjście: aby Biblię uznawać generalnie za księgę natchnioną ponadludzką mądrością, a jednocześnie wciąż odrzucać części, w których Bóg nie zachowuje się tak, jak zachowałby się Chrystus, to ty — bez „miautyzmu” — możesz zrobić to tym bardziej.
Masz „miautyzm”? To też możesz. 😊
W kwestiach życia, śmierci, celu naszego pobytu na niebieskiej planecie i Boga — jaki jest i jaki jest Jego stosunek do nas — nie mam już żadnych rozterek. Nie mówię, że wiem wszystko, ale wiem tyle, ile potrzeba do niesamowicie pięknego, wypełnionego spokojem życia.
W takim spokoju, że już nie potrzebuję dalej niczego się dowiadywać. Jeśli chcesz podyskutować, zapraszam — w komentarzach lub formularzu kontaktowym na tej stronie, e-mail (adam@pewnosczbawienia.pl), albo zajrzyj na kanał YT (https://www.youtube.com/@PewnoscZbawienia)— gdzie, jeśli będzie taka wola ludu, mogę zrobić i audycję na żywo, w której będzie można podzielić się wątpliwościami ze mną i innymi.