O (nie)omylności Biblii po raz ostatni…

I znowu trochę czasu minęło od mojego ostatniego posta, ale tym razem to już nie brak czasu jest tego powodem. Odkąd pożegnałem się na wieki z pracą etatową nie wiem, co to brak czasu, mógłbym przecież wrzucać tu artykuł za artykułem – wystarczy, że wrzucę do jakiegoś „ejaja” temat bloga i powiem, żeby coś napisał — no i to napisze. W teorii 🙂  Może nawet będzie się to trochę trzymało kupy, ale choćbym nie wiem jak się starał, nie będzie to mój tekst. Przyznam, próbowałem kilka razy, ale kończyło się to wielokrotnym poprawianiem; w efekcie kiedy zorientowałem się, że usunałęm lub zmieniłem już 90% tekstu i wciąż jest jakiś dziwny, obcy, wywalałem go i pisałem bloga sam.

Inaczej sprawa ma się z kodowaniem, bo jeśli chce się uzyskać wyniki w sensownym czasie, pomoc „ejajów” jest niezbędna, jako że one co jakiś czas zapadają na różne „choroby” — raz jeden nie domaga, raz drugi. Pamiętam takie zdanie jednego z komentatorów na YouTube: pojawił się Claude Opus 4.1, który przyćmił wszystkie inne LLM-y z możliwością kodowania… na całe 24 godziny, bo wtedy pojawił się ChatGPT-5.

No dobra, ale to nie jest blog o kodowaniu ani o tym, jak spędzam wolny czas. Być może też zanudzam tymi bzdurami, żeby zniechęcić do dalszego czytania — jakkolwiek, ponieważ wiem, że to, co teraz powiem, to, co teraz napiszę, spowoduje oburzenie części czytelników.

No właśnie — wcześniej mówiłem o powodach, które nie były powodem tego, że tak długo nie pisałem. Natomiast powodem było to, że uważam temat naczelny tego bloga za zakończony. Moim głównym przesłaniem było wykazać, iż wszystkie argumenty, które każą bać się Boga, nie mają najmniejszego uzasadnienia w Biblii; są jedynie wymysłem religii, której celem jest trzymanie nas w okowach niewoli, abyśmy nie mieli nadziei, iż bez niej mamy jakąkolwiek szansę na Boże przebaczenie. I ten cel, myślę, osiągnąłem. Oczywiście jest jeszcze wiele wersetów biblijnych, które można wyjaśniać i, jeśli jakiś pojawi się w e-mailach, to nie wykluczam, że coś jeszcze napiszę tu.

Mm teraz jednak teraz silne przeświadczenie, że brakuje na moim blogu jeszcze jednej kropki nad „i” oraz… przy okazji będę musiał zrewidować kilka moich poprzednich artykułów.

Tę kropką nad „i” jest fakt, że jeżeli chcemy wierzyć w nieskończone Boże miłosierdzie, nieskończone Boże przebaczenie… to wiara w to, że każda literka w Biblii została napisana przez Boga lub pod dyktando Ducha Świętego, niestety wzajemnie się wykluczają.

Ja całe życie byłem i jestem miłośnikiem Biblii i do dzisiaj powtarzam, że sposób, w jaki napisało ją kilkudziesięciu autorów przez trzy tysiące lat, z zadziwiającą spójnością i wiernością historyczną, pozostaje bez precedensu. Również wierność jej kopiowania zadziwia i nie ustępuje żadnym innym starożytnym dziełom literackim. Można powiedzieć, że starożytni kopiarze po prostu używali komputerowych funkcji „kopiuj i wklej”. Przepisując Biblię, pisano ją niezwykle dokładnie i znalezione najstarsze zachowane rękopisy prawie w ogóle nie różnią się od tych znalezionych wiele set lat później. Jednak istnieją fragmenty w Biblii, których po prostu nie da się pogodzić w żaden sposób z miłością Bożą. I moim zdaniem mówił o tym sam Jezus, kiedy wielokrotnie przeciwstawia fragmenty ze Starego Testamentu swoim naukom, mówiąc: „Słyszeliście, że napisano… a ja wam powiadam…”.

Nie jest tych fragmentów w Biblii dużo. Według mojej obecnej wiedzy biblijnej nikt, nawet najbardziej zagorzały ateista — o ile rzetelnie poznał nauki biblijne — nie może podważyć piękna i uniwersalności żadnego ze słów Jezusa. Niektóre starsze tłumaczenia Biblii w języku angielskim miały wszystkie słowa Jezusa na czerwono i to mi się podoba. Chociaż oczywiście pozostaje kwestia interpretacji — jeżeli ktoś dosłownie zrozumie słowa „lepiej sobie odciąć rękę czy nogę niż trafić w ogień piekielny” czy „wyłupać oko”, to mu współczuję i życzyłbym szybkiego wyzdrowienia. Chociaż w przypadku amputacji zdarza się to raczej ekstremalnie rzadko.

Nawet najdziwniejsze słowa apostołów generalnie też dają się wybronić. Nawet Pawłowe „nie zezwala się kobietom mówić w kościele”. Po pobieżnej egzegezie jasno wynika, że są to kwestie kulturowe i że Paweł nie nauczał całego świata tym, co kierował do Koryntian — na tamten czas. Piękne zestawienie Starego i Nowego Testamentu widzimy w wydarzeniu, gdy jeden z uczniów chciał ukarać ludzi najpopularniejszą starotestamentalną karą, czyli śmiercią, a Jezus powiedział: „Nie wiecie, jakiego ducha jesteście. Syn Boży nie przyszedł zatracać, lecz ratować”. I teraz to mi pokazuje, że Syn Boży, który przecież jest tożsamy z Bogiem Ojcem, nie mógłby nakazać wyrżnięcia całych narodów, łącznie z dziećmi.

Nie mógłby namawiać Abrahama do poświęcenia swojego syna, nawet jeżeli wcale nie planował tego robić. Bóg wiedział, jaki jest Abraham, znał jego przyszłość. Nie musiał go testować ani próbować — tak samo jak nie musi testować ani próbować nikogo z nas.

„Próbowanie” to też jedno z mylonych słów w Starym i Nowym Testamencie, gdyż próbowanie w sytuacji złota, na przykład, oznacza wytapianie go po to, aby było czystsze. Czyli próbowanie to nie jest sprawdzanie, jak się ktoś zachowa, ale oczyszczanie. Jeżeli na przykład ktoś pali papierosa i ma jakąś chorobę, w przypadku której palenie strasznie pogarsza prognozy, to po diagnozie pewnie je rzuci — o ile mu życie miłe.To jest właśnie próbowanie człowieka.

W sumie nawet zasadą egzegetyczną jest to, żeby czytać teksty Starego Testamentu w świetle Nowego — ale ja bym jeszcze dodał: i wykluczać te, które są sprzeczne. Widząc tekst starotestamentalny i jakieś słowa, które Bóg miał wypowiedzieć, zastanówmy się, czy tak samo powiedziałby Jezus, bo jeżeli nie, to najpewniej nie pochodzą one ze słów Bożych, ale włożono je Bogu w usta, uzasadniając zbrodnie, których się dopuszczono. Nie ma tych tekstów tak znowu dużo, ale już ogromna część Zakonu Mojżeszowego, gdzie za byle przewinienie każe się śmiercią — niestety, tutaj Boga nie widzę, tutaj Chrystusa nie widzę. Chociaż sam Dekalog uważam za niezwykle genialny — aby w tych kilkunastu zdaniach zawrzeć tak naprawdę normy moralne całego cywilizowanego społeczeństwa. Jeśli chce ono żyć w ogólnym spokoju, to „zakaz pracy w jeden dzień tygodnia”, jak niektórzy go widzą (bo ja osobiście widzę go jako nakaz odpoczynku), uważam za świetny, ale już jego dokończenie, że „kto go złamie, poniesie śmierć” — Jezus, jak ja Go znam, niczego takiego by nie powiedział.

Bawi mnie dzisiaj, gdy widzę, jak wciąż wielu konserwatystów próbuje bronić obrzydzenia do wszelkich „nienaturalnych”, jak oni to nazywają, sposobów na życie, typu jednopłciowe małżeństwa. Głoszą to konserwatyści, ignorując, że prawa, na które się powołują, stoją kilka wersetów obok — mówiących o nakazie ukamienowania kogoś, kto nosi ubrania złożone z dwóch tkanin.

Dlaczego uważam, że była to kropka nad i do tematu Bożej Miłości? Otóż tak długo, jak będziemy się uporczywie trzymać stwierdzenia, że każde słowo Biblii jest natchnione przez Boga, jeżeli chcemy móc powiedzieć, że rozumiemy Biblię, to albo musimy przyjąć ideę, że Bóg zmienił zdanie, albo że część Starego Testamentu napisana jest nie przez Boga, a przez polityków. Kiedyś głosiłem, że podważanie każdej literki w Biblii nieuchronnie powoduje to, że podważamy ją całą, bo wtedy już tylko na naszym widzi-mi-się będzie polegało odróżnianie, co jest w niej dobre, a co złe. Jednak zmieniłem ten pogląd. Uważam, że to nie widzi-mi-się, ale nasze serce, nasza intuicja odpowiadają nam. I nawet w przypadku Biblii mamy prawo mieć swoje zdanie.

Kiedyś uważałem, że albo wierzymy w każde słowo Biblii, albo możemy ją wyrzucić do kosza. Byłem przekonany, że logika nie uznaje żadnej innej odpowiedzi, a przy moim AuDHD logika była dla mnie niemal jak religia… Jeżeli wierzysz podobnie, mam dobrą wiadomość dla ciebie. Jeśli ja, pomimo swojego „miautyzmu” (tak nazywam AuDHD), znalazłem jak najbardziej logiczne wyjście: aby Biblię uznawać generalnie za księgę natchnioną ponadludzką mądrością, a jednocześnie wciąż odrzucać części, w których Bóg nie zachowuje się tak, jak zachowałby się Chrystus, to ty — bez „miautyzmu” — możesz zrobić to tym bardziej.

Masz „miautyzm”? To też możesz. 😊

W kwestiach życia, śmierci, celu naszego pobytu na niebieskiej planecie i Boga — jaki jest i jaki jest Jego stosunek do nas — nie mam już żadnych rozterek. Nie mówię, że wiem wszystko, ale wiem tyle, ile potrzeba do niesamowicie pięknego, wypełnionego spokojem życia.

W takim spokoju, że już nie potrzebuję dalej niczego się dowiadywać. Jeśli chcesz podyskutować, zapraszam — w komentarzach lub formularzu kontaktowym na tej stronie, e-mail (adam@pewnosczbawienia.pl), albo zajrzyj na kanał YT (https://www.youtube.com/@PewnoscZbawienia)— gdzie, jeśli będzie taka wola ludu, mogę zrobić i audycję na żywo, w której będzie można podzielić się wątpliwościami ze mną i innymi.

Skąd ta pewność?

[ostatnia edycja – 2 marca 2025]

Siedzę sennie nad talerzem zupy, kiwając się lekko. Nagle słyszę otwierające się drzwi. „Fajowo!” – myślę. – „Mam nadzieję, że to Tata!”. Tak, to Tatuś wchodzi do domu! Rzucam się mu na szyję, ściskam, całuję. On podnosi mnie na wysokość kilometra – wielki, silny, ale łagodny. Stawia mnie na ziemi, patrzy wesołymi, brązowymi oczami i mówi: „Ubieraj się, jedziemy!”.

„Pewność zbawienia”.

Kwestia pewności zbawienia – pewności, że jestem złączony z Bogiem wieczną więzią, w której miłość jest odczuwalna jak promienie słońca w lipcowe, bezchmurne południe – jest dla mnie równie oczywista, jak to, że oddycham powietrzem i widzę za pomocą oczu.

Jakbym miał sobie wyobrazić, jakie myśli przychodzą do głowy ludziom zniewolonym „prawdami” o piekle i surowym Bogu, wbijanymi im od niemowlęctwa – myśli typu: „Będę wiecznie odłączony od Boga” albo „Będę doświadczał Jego kary i gniewu” – to w mojej głowie zachodzi to samo, co gdybym miał jeść zupę widelcem albo oddychać uszami. „To jakiś nonsens” – uśmiecham się sam do siebie.

Ale później uświadamiam sobie – kiwając głową z niedowierzaniem – że takie myśli miewałem kiedyś sam, i to przez kilkadziesiąt lat. Przypominam sobie… no tak, jedno z głównych pytań, które wierciły mi się w głowie, brzmiało: „Czy jestem zbawiony?”.

A przecież temat zbawienia jest taki prosty. Skoro taki prosty, dlaczego jednak odmiana religii widzi go inaczej? Bo religia skupia się jedynie na tym, czym jest zbawienie.

Oto niezwykle ważny fakt, jeden z tych, które atomowo poprawiają rozumienie Biblii, ale którego oczywiście nie dowiesz się w kościele. Przez ponad 20 lat chodziłem i się tego nie dowiedziałem. Słowo „zbawienie” w Biblii nigdy nie jest używane w znaczeniu, jakie rozumie dzisiejsza religia – nie jako ratunek przed wieczną karą, piekłem czy czymś podobnym. To po prostu uratowanie – a przed czym, to już trzeba wyczytać z kontekstu. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej, sprawdź znaczenie greckiego słowa „sozo” (Strong 4982).

W Dziejach Apostolskich 16:30 strażnik więzienny pyta Pawła: „Co mam czynić, aby być zbawionym?”. Nie ma żadnych szans, by pytał o losy po śmierci, bo Rzymianie w ogóle się tym tematem nie zajmowali. Poza tym 10 sekund wcześniej chciał popełnić samobójstwo! Jezus powiedział mu, by uwierzył, a zbawi siebie i cały dom. To zbawienie jest… przechodnie? Czy można się nim zarazić drogą kropelkową? Oj, chciałbym, aby moja pewność zbawienia taka była…

Moja pewność zbawienia jest tak kosmiczna, że dosłownie powala mnie z nóg. Nie wiem, czy dożyję jutra, i nigdy nie wierzyłem, że można być pewnym czegokolwiek. Teraz pytam samego siebie: skąd ta pewność? Czy ja już wszystko wiem? Wszystko rozumiem?

No, chyba muszę, bo moja szczególna „neuroróżnorodność” (AuDHD) przejawia się m.in. w tym, że ciężko mi przejść do porządku dziennego, jeśli czegoś nie rozumiem. Jeśli w mojej głowie pojawi się pytanie bez odpowiedzi – nie wiem, jak coś działa, jak jest zbudowane, jaki jest skład chemiczny nawet tej głupiej szynki – to nie umiem tego odpuścić. Każdy normalny człowiek (ha, ha!) powie: „Zjedzmy tę szynkę i dajmy sobie siana”, a ja nie potrafię. Będę siedział i zgłębiał temat, aż go zrozumiem.

A tu nagle, w tematach życia wiecznego, Boga, świata, celu istnienia, mam totalny pokój i spokój. Czy skoro mam pokój, oznacza to, że wszystko wiem? Raz, dwa, trzy, cztery – teraz powiem coś, co kilka lat temu by mnie oburzyło: nie wszystko trzeba wiedzieć, aby mieć pokój.

Kilka lat temu niektóre zdania z Biblii mogłyby doprowadzić mnie do szaleństwa. Mówiłem, że w Biblii każda „karteczka” jest na swoim miejscu. Wiele odkryć potwierdza, że jest to najlepiej zachowany tekst spośród wszystkich starożytnych. Niemniej te teksty w pewnym momencie głosiły, że Bóg kazał zabijać ludzi, roztrzaskiwać niemowlęta o skały czy coś podobnego, a potem pojawił się Jezus – obraz tego samego Boga – i powiedział, że nie przyszedł przynieść miecz, lecz pokój, i że przyszedł dawać życie.

Jeśli więc „Biblia powiada”, że Bóg kazał zabijać niewinnych ludzi (piszę „jeśli”, bo może nie tak jest napisane, może to źle przetłumaczone? – choć nie jest), to nawet pod groźbą inkwizycji krzyknę: „To bzdura!”. Kilka lat temu jednak nie mogłem tak powiedzieć. Przyjmijmy, że w jednym miejscu autor księgi włożył Bogu swoje myśli – zdarzyło się. Dla mnie byłaby to nie do przyjęcia sytuacja, bo podważywszy jedną literkę, nie mógłbym być pewien, czy inne też nie powinny być podważone. Dla mojej logiki to było proste: podważając jeden wyraz, czy naprawdę rozumiem wszystkie wielopoziomowe metafory? A jednak – jak to się stało, że mam pewność? Jakim cudem, z moim maniakalnym AuDHD, jestem w stanie mieć jakąkolwiek pewność?

Wyobraź sobie: wczoraj jakiś przyjaciel czy znajomy wszedł do Twojego domu i powiedział: „Ubieraj się, jedziemy!”. Ty pytasz: „Gdzie jedziemy?”, a on na to: „Zobaczysz”. Jeśli bez wahania zgodzisz się i pojedziesz, to zazdroszczę Ci takich relacji z ludźmi. To piękne i rzadkie doświadczenie. Niestety, większość ludzi tak nie postąpi. Największa szansa na to jest wtedy, gdy jesteś małym dzieckiem, a osobą, która mówi, byś się ubrał, jest kochający ojciec lub matka. Dzieci (przynajmniej te wychowane jak dzieci) są ufne i otwarte – dlatego zawsze kochałem pracę z nimi.

Jeśli ufasz tej osobie i wiesz, że Cię kocha, nie musisz znać szczegółów. Wiesz, że nawet jeśli czegoś nie rozumiesz, w końcu się dowiesz – wszystko będzie okej. Kiedy pojąłem, że Bóg mnie kocha, zniknęły wszystkie moje problemy z Biblią. I wszystkie inne – trochę później – też.

W umyśle dziecka rodzic jest niemal wszechmocny, a ja wiem, że mój Ojciec naprawdę jest wszechmocny.

Wcisnął mi Biblię do łapek i kazał ją czytać, kiedy miałem cztery i pół roku (wiem, ciężko w to uwierzyć, mnie też). Gdybym jako dziecko przyjął proste stwierdzenie, że Bóg nas kocha, wszystko byłoby dobrze. Niestety, to nie Bóg dał mi Biblię do ręki – dała mi ją religia, nie pozwalając czytać jej samodzielnie. Opatrzyła ją komentarzami, niestandardowymi nazwami rozdziałów i pokazała, że niemal na każdej stronie Biblia straszy nas jakąś kosmiczną smażalnią trwającą całą wieczność.

I ja, ufne dziecko, uwierzyłem religii. Czterdzieści lat trwało oduczanie się tej wiary. Dlatego tak bardzo nienawidzę religii. Nie ludzi – systemu. Systemu kontroli, który daje niektórym władzę nad umysłami i portfelami innych.

No dobrze, skoro to takie proste – uwierz w prawdziwie kochającego Boga – to dlaczego nie jest to aż tak oczywiste, skoro tyle lat mi to zajęło? Na mojej drodze stało kilka mechanizmow psychologicznych i jedna dodatkowa przeszkoda:

Biblia.

Ale wpierw o mechanizmach 🙂 Zaznacze na zielono – mozna ominac.

 

Skoro to takie piękne i proste, dlaczego dojście do tego stanowiska zajęło mi kilkadziesiąt lat? Tak dokładniej – nie zajęło mi to wiele lat, zajęło mi pewnie jeden dzień. A kilkadziesiąt lat zajęło mi błądzenie w kółko, chodzenie w kółko – jak dosłownie Izrael dookoła Ziemi Obiecanej. Gdyby Bóg wtedy nie wysłał mi anioła, który nauczył mnie czytać Biblię – jakby mnie nigdy na oczy nie widział – to bez wątpienia tkwiłbym w tym wszystkim do dzisiaj. Była w moim umyśle przeszkoda, która nie pozwalała mi tego poznać. Gdyby ta przeszkoda nie została usunięta, miotałbym się do śmierci.

 

W naszym mózgu zachodzi mnóstwo procesów myślowych, nieświadomych – tak naprawdę 90% z nich jest nieświadomych. Jeżeli nauczą nas czegoś w dzieciństwie, to przez ten sam fakt, że zostało to nauczone przed upływem siódmego roku życia, kiedy generalnie kończy się kształtować główne ramy naszego światopoglądu, bardzo ciężko to później zmienić. A dodatkowo zachodzą jeszcze – zwłaszcza w temacie światopoglądu religijnego – takie mechanizmy, jak dysonans poznawczy, efekt potwierdzenia czy konformizm normatywny. Najlepiej chyba to wszystko opisuje pojęcie identity protective cognition, które jest stosunkowo nowym pojęciem i jeszcze nie ma ugruntowanej nazwy polskiej. Chodzi w tym o to, że nasz umysł ma tendencję do filtrowania informacji w sposób, który chroni naszą tożsamość grupową.

 

Kiedy zatem czytamy Biblię i jakieś miejsce wydaje się obalać doktrynę, na której opiera się nasz kościół – kościół, w którym są nasza rodzina, przyjaciele i my sami – wtedy nasz umysł, aby chronić naszą grupową tożsamość i jedność, te informacje po prostu zignoruje.

Nie chciałem jej odrzucić, ale to w niej czytałem o Bogu, który nie miał nic wspólnego z miłością. Miałem tak wbite do głowy pewne rozumienie, że nie potrafiłem się przestawić. Ale kiedy nadszedł mój czas, Bóg zesłał mi anioła, który mną potrząsnął i nauczył mnie czytać Biblię tak, jakbym widział ją po raz pierwszy. Nagle strach zniknął. Biblia stała się logiczna, bez sprzeczności, a Bóg w niej opisywany przestał przypominać sadystycznego potwora.

Osiagnalem pokoj.

Gdybym nie miał rodziny ani bliskich, nie zależałoby mi zbytnio na tym życiu. Ale widać muszę jeszcze coś przeżyć, by kiedyś, przy ognisku z Panem Bogiem, mieć co opowiadać – smażąc kiełbaski nad Jeziorem Ognistym i popijając niebiańskim, bezalkoholowym piwem.

Siedzę sobie, kiwając się sennie nad talerzem zupy. Wtem słyszę otwierające się drzwi. „Fajowo!” – myślę. – „Mam nadzieję, że to Tata!”. Tak, to Tatuś wchodzi do domu! Rzucam się mu na szyję, ściskam, całuję. On podnosi mnie na wysokość kilometra – wielki, silny, ale łagodny. Stawia mnie na ziemi, patrzy wesołymi, brązowymi oczami i mówi: „Ubieraj się, jedziemy!”.

Moje serce podskakuje radośnie, a ja dosłownie skaczę na pół metra. „Gdzie jedziemy?” – pytam, biegnąc po kurtkę. „Zobaczysz” – Tatuś uśmiecha się tajemniczo. Nie chce powiedzieć, ale to nie umniejsza mojej ekstazy i radości. Mój tata może wszystko, potrafi wszystko, a cokolwiek dla mnie robi, jest zawsze wspaniałe. Przecież mnie kocha!

Nieważne, dokąd jadę – ważne, z kim! Jeszcze lepiej, że nie wiem od razu – stopniowe zgadywanie, odkrywanie celu zajmuje mi czas i daje więcej zabawy. Nie wiem, co się będzie działo, gdzie jutro będę, ani czy dożyję jutra. Wiem jednak, że nie udam się tam sam – zabierze mnie Ktoś, kto jest ze mną, przy mnie, we mnie i nie dopuści, by bez Jego wiedzy spadł mi z głowy choćby jeden włos (Mt 10:29).

Religia tłumaczyła mi, czym jest zbawienie.Ważniejsze jest jednak pytanie, kto je oferuje. Jestem pewien zbawienia – nie dlatego, że wszystko wiem, ale dlatego, że wiem, kim jest mój Ojciec, co potrafi i że mnie kocha. Stąd moja pewność zbawienia.

P.S. Na marginesie – ciekawe, że ilość tego, co wiem o celu życia, wszechświecie, Bogu i innych wymiarach, spotęgowała się po osiągnięciu pokoju. Nie była warunkiem, lecz skutkiem. Dziś już to rozumiem – jak twór naszego umysłu mógłby przynieść nam pokój, skoro nie jesteśmy pewni, czy to, co widzimy, to jawa, sen czy halucynacja? Umysł zawsze będzie mniej lub bardziej niespokojny – jego rolą jest szukanie i rozwiązywanie problemów. Źródłem pokoju jest tylko serce, nigdy umysł. Wtedy odkrywasz, że nie ma potrzeby rozwiązywać żadnych problemów, bo one… nie istnieją.

Od czego zacząć?

Notatka na marginesie

Och, wesoło tutaj. Wielka lekcja pokory. Czy kilkadziesiąt lat pracy z komputerami nie uprawnia mnie do przekonania, że technikę mam obcykaną?

Jak widać – nie 🙂 Rada dla wszystkich zaczynających na YouTube: nie podłączajcie do komputera więcej niż jednej kamery i jednego mikrofonu. W najmniej spodziewanej chwili, przykładowo na 10 sekund przed rozpoczęciem audycji na żywo, komputer uzna, że wie lepiej, która kamera powinna być domyślna, albo jakaś aplikacja przypisze do siebie daną kamerę lub mikrofon. Po dwóch godzinach miotania się oka okaże się, że jedynym rozwiązaniem jest restart komputera. To rada, którą dawałem setkom klientów przez kilkadziesiąt lat pracy w IT.

A kiedy już człowiek się podda i powie „ok, żadnych lajwów (audycji na żywo), poślijmy cokolwiek!” – w tajemniczych okolicznościach część nagranego materiału zniknie, by później nagle pojawić się znowu; genialny program do obróbki padnie, a kiedy już wszystko będzie dopięte na ostatni guzik i dźwięk znormalizowany, tuż przed północą kliknę „wyślij”, aby rano okazało się, że zapomniałem się przelogować i filmik poszedł nie na ten kanał, na który miał.

Człowiek uczy się przez całe życie, i myślę, że najgorsze już za mną! Właśnie wysłałem filmik nagrany podczas porannego spaceru w parku, ale jeśli czytasz ten tekst, nie musisz go oglądać – jedyną istotną rzeczą w nim jest pytanie: od czego mam zacząć?

Mam trzy ciekawe grupy tematów, a od Was zależeć będzie, którą z nich wybiorę.

DOKTRYNY. A raczej… ich obalanie.

Czy piekło istnieje?
Czy odbędzie się nad nami Sąd Ostateczny?
Czy chrzest jest niezbędny do zbawienia?
Co to jest grzech?

Trudne wersety biblijne

teksty, które zdają się nas potępiać, w których Bóg jawi się jako groźny sędzia, pozbawiony miłości.

Opacznie rozumiane terminy biblijne.

Pracuję od jakiegoś czasu nad książką o roboczym tytule „4 najgorzej tłumaczone słowa w Biblii”. Chcę w niej poruszyć m.in. kwestie terminów „śmierć”, „dusza” czy „sąd”. Najnowsze tłumaczenia Biblii już w pewnym stopniu się poprawiają, ale większość wciąż korzysta ze starych Tysiąclatek lub Brytyjek. Odkrycie, że są fatalnie tłumaczone, było jedną z największych rewolucji, które przyczyniły się do mojego uwolnienia ze stanu lęku i niepewności.

Od czego zacząć?

Od czego zacząć? Zapraszam do sugestii! Piszcie, prosze, korzystając z formularza „napisz do mnie”, na email adam@pewnosczbawienia.pl lub w komentarzach na YT.

 

No to… kanał :-)

Assurance of Salvation – YouTube

https://www.youtube.com/channel/UChIP4TNZJtVUUg_ooQy7kMA

 

Oto link to mojego kanału. Niestety live’a zrobić się jeszcze nie da przez 8 godzin – takie są przepisy Jutuba – u mnie dopiero w pół do szóstej rano i coś tam nagrałem ale gorąco zachęcam do nieoglądania. To była próba mikrofonu 🙂

 

Ps. Kanał robię po polsku ale mam włączoną lokalizację na kilka innych języków i mam nadzieję że kanał otwierany w Polsce będzie w 100% po polsku – proszę dać znać jeśli nie są, zanim nie podepnę się do wipiena i sam zobaczę jak się  sprawy mają 🙂

You…

Jeszcze nie dopiszę „Tube”… kanał gotowy, ale bez treści, więc nie ma sensu linkować, pochwalę się tylko logiem stworzonym tego ranka:

 

 

Chciałem zobrazować połączenie Bożej wszechmocy z miłością, Jestem otwarty na krytykę i propozycje zmian!

 

Pierwszy filmik zamierzam skończyć dzisiaj, ale to już będzie w godzinach nocnych, i wtedy wkleję tu linka.  Według polskiego czasu. Jutro wystąpię „na żywo”, mam nadzieję, że się uda 🙂 O 11:11 czasu środkowoeuropejskieg!

No i zagadka z wczoraj rozwiązana. Moja instalacja WordPressa ma 20 tysięcy pików. WOW.